
fot. Gabriela Adamczuk
Euro już za nami. Możemy na moment odetchnąć od tej ultrakomercyjnej wersji piłki nożnej i wrócić do korzeni – do futbolu lokalnego. Nie ma nic lepszego niż futbol na miejscu. Można zachwycać się wyczynami zawodników Realu, Liverpoolu, Barcelony czy Interu, ale prawdziwa sól piłki nożnej to stadion pod nosem, swoja drużyna, swoja liga, swoje emocje. W piątek wraca Ekstraklasa!
Sezon 2024/25 rozpocznie się lada chwila i jak każdy z nas już dobrze wie – Mistrzem Polski jest Jaga i Jaga najlepsza jest. Nie będziemy unikali tego określenia. Niech się niesie jak najdłużej. Będzie się nieść minimum do 24 lub 25. maja 2025, choć każdy z nas chciałby, aby w tych dniach Jaga świętowała obronę tytułu. Jednakże to będzie bardzo trudne wyzwanie, moim zdaniem trudniejsze niż zdobycie pierwszego mistrzostwa. Składa się na to wiele czynników.
Chłopski rozum, ale poparty logiką.
Wskoczyć na byka to jedno, ale utrzymać się na nim kiedy świruje i miota na wszystkie strony to inna sprawa. Jagiellonia dosiadła byka, utrzymała go za rogi, ale od piątku zaczynamy nowe wyzwanie. Utrzymania tego co wypracowało się przez ostatnie 12 miesięcy. W lipcu 2023 roku nikt na Jagę nie stawiał, presja była niska i jeśli takowa się pojawiała to głównie w przypadku nieoczywistych transferów, gdyż nie było pewności czy pomogą one spełnić oczekiwania – spokojne utrzymanie długo przed końcem sezonu. W ciągu kilku tygodni trener Adrian Siemieniec musiał skleić na nowo zespół i tak do walki o podstawowy skład zostali szybko wkomponowani Naranjo, Marczuk, Dieguez, Kubicki oraz Pululu, Sackowi zmieniono pozycję, a chwilę później dołączyli Hansen z Nguiambą. Pół pierwszego składu zostało zlepione w ciągu przygotowań do sezonu, a drużyna docierała się już w trakcie ligi. W tym roku wygląda to zgoła odmiennie, gdyż wszystko na to wskazuje, iż na pierwszy mecz o stawkę nie wybiegnie ani jeden nowy zawodnik mimo tego, iż dwóch podstawowych (Zlatan i Wdowik) oraz jeden rotacyjny (Naranjo) opuścili Jagiellonię. Jednakże nie jest to od razu zły znak. To pokazuje, że zawodnicy, którzy wywalczyli tytuł mają ogromne zaufanie, a nowi muszą na nie zapracować. Będzie to jednak praca na żywym organizmie.
Nawałnica meczów nadchodzi.
Okres przygotowawczy dał Adrianowi Siemieńcowi 4,5 okazji (bo sparing z Turośnianką mimo wszystko pełnoprawnym sparingiem nie był), aby prześwietlić dostępnych zawodników. Nie miał od początku gotowej kadry. Na starcie obozu zameldowali się Stryjek, Wolski i Fadiga, gdzie realną szansę na pierwszą XI miał tylko Stryjek, bo tylko on w ostatnim półroczu regularnie grał, a reszta mimo wszystko obóz musiała potraktować jako powrót do świata żywych. Miki Villar dołączył do zespołu przed meczem z Miedzią i teoretycznie miał okazję pograć w 3. meczach towarzyskich, ale jak się okazało ma bardzo duże zaległości treningowe i nie zagrał nawet minuty, więc do dziś jest zagadką. Joao Moutinho wszedł na drugą połowę z Żalgirisem Kowno i o ile w jego przypadku nie widać wielkich braków kondycyjnych i nawet nieźle wygląda technicznie, tak zdecydowanie brakuje mu treningu taktycznego. Na ten moment może zagrać tylko na autopilocie, a to niezbyt dobra informacja, bo za chwilę mecz z Puszczą, potem momentalnie trzeba przestawić się na tryb europejskich pucharów i cały czas do końca sierpnia (z potencjalnymi dwoma przełożonymi meczami ligowymi) zasuwać co 3 dni. To oczywiście niszczy wszelkie mikrocykle, treningi zespołowe. Wówczas drużyna skupia się na regeneracji, analizach taktycznych i ewentualnie jednostkach uzupełniających. Nie ma opcji pograć wspólnie na treningu i jakiekolwiek wdrożenie do zespołu trzeba zastosować już w meczu o stawkę, co naturalnie zwiększa szanse rywala w lidze. Takie połączenie zarządzania zmęczeniem i wdrażania nowych do zespołu (a pewnie jeszcze zobaczymy 2 nowe twarze przed końcem lipca) zwiększa nam poziom trudności o kilka stopni, a pamiętajmy, że mistrzostwo Polski zdobyliśmy grając 12-13 zawodnikami, którym ufał Adrian Siemieniec. Operowanie na regularnie grających 16-17 piłkarzach i rotacje w wyjściowej XI będą dla naszego trenera kompletnie nowymi wyzwaniami.
Rywale nie śpią. Będzie się działo.
W zeszłym sezonie dużo mówiło się o wyścigu ślimaków, który pomógł Jadze zdobyć złoto. Nas to nie interesowało, nikt nie bronił innym zdobyć ponad 70 bramek jak Jaga. Od tamtego czasu doszło do dużych zmian w dwóch klubach – Rakowie oraz Legii. Nowi trenerzy (Feio ma za sobą kilka spotkań, ale faktycznie był ściągany, aby odświeżyć zespół w nowym sezonie), nowi zawodnicy, nowe możliwości.
Zacznijmy od zespołu spod Jasnej Góry. Tam działo się naprawdę wiele. Po pierwsze wrócił Marek Papszun – trener znany ze swojego twardego podejścia do budowy składu, który opuszczał Częstochowę jako mistrz. Wsiada do tego samego autobusu, ale jednak po niemałym zamieszaniu. Tapicerka trochę ubrudzona, kilka plastików wyłamanych, trzeba wymienić filtry, dolać płyn chłodniczy. Czy to wszystko zostało wykonane w ostatnich tygodniach? Na pewno właściciel Rakowa – Michał Świerczewski – nie szczędził pieniędzy na wzmocnienia. Owszem zarobił sporo na sprzedaży pancernego Vladana Kovacevicia do Sportingu, ale jak znamy prezesa X-Komu, u niego nie ma miejsca na sentymenty, jak potrzeba środków na transfery, to one się pojawiają. I tak zatrudniono nowego bramakrza – Kristoffera Klaesona, który ostatnie lata spędził w Leeds United, ale był tam tylko rezerwowym. Klub opuścił Giannis Papanikolau, ale szybko zastąpiono go innym Grekiem – Vasiliosem Sourlisem, a żeby nie było mu smutno to dołożono skrzydłowego z Excelsioru Rotterdam – Lazarosa Lapmrou. Sourlis to młodzieżowy reprezentant Grecji, piłkarz do rozwoju. Historia skopiowana od „Papy”, a Lamprou to już naprawdę doświadczony, ale wciąż stosunkowo młody gracz z bardzo przyzwoitymi liczbami w Eredivisie oraz greckiej Super League. Przychodzi on w miejsce Marcina Cebuli, który w oczach fanów Rakowa mógł być klasyfikowany jako „zgrana karta”. Do tego dołożono dwójkę nowych napastników. Adriano z Coimbry i Patryka Makucha z Cracovii. Za tego drugiego wydano milion euro! W fazie finalizacji jest też pozyskanie Ariela Mosóra – stopera Piasta Gliwice, za którego trzeba zapłacić kolejną „bańkę”. To dodatkowo pozwoli Papszunowi odłożyć na bok zmartwienia o braku młodzieżowca w składzie. Raków w nowym sezonie nie musi martwić się pucharami, a to tez powinno pomóc sztabowi medycznemu, który w poprzedniej kampanii miał ręce pełne roboty przy kontuzjowanych zawodnikach. Jeśli uda się wyeliminować urazy, kadra Rakowa wygląda naprawdę mocno!
Jeśli mówimy o faworytach do mistrzostwa nigdy nie możemy pominąć Legii Warszawa i nie wynika to z faktu, iż jej kibice niezależnie od liczby trofeów, zawsze śpiewają o tym, że są Mistrzami Polski. Dariusz Mioduski po dobrej jesieni popełnił ogromny błąd sprzedając Ernesta Muciego oraz Bartosza Slisza bez solidnych następców. Prezes Legii sam podłożył Koście Runjaiciovi argumenty do zrujnowania sezonu. Zatrudniono utalentowanego trenera aferzystę – Goncalo Feio. To był pierwszy z wielu transferów, które miały na nowo rozpalić płomień mistrzowskich ambicji za Bugiem. Choć pożegnano się z Josue, liczba portugalskich pomocników w składzie nie uległa zmianie, gdyż podpisano Claude Goncalvesa. Akurat mogę się pochwalić, że sam tego zawodnika śledziłem od kilku lat, gdyż dawno temu obserwując zawodników z szansami na angaż w Jagiellonii wyśledziłem, iż w bardzo przeciętnym zespole Tondela Goncalves notował świetne liczby wygranych pojedynków i odbiorów. To on ma być nową 6, która zabezpieczy środek pola. Wojskowi nie szczędzili środków na kolejne transfery. Nowym stoperem został Sergio Barcia, który zbierał bardzo dobre noty na zapleczu La Liga. Do rywalizacji na prawym wahadle kupiono Kacpra Chodynę, który zanotował świetne liczby w klasyfikacji kanadyjskiej w sezonie 2023/24. Nowym lewym wahadłowym został Ruben Vinagre, którego CV może powalić na kolana, ale po wpadce z Gilem Diasem kibice Legii podchodzą spokojnie do tego typu papierów. Znaleziono też następcę Josue, którym został Luquinhas powracający do stolicy po 2 latach. Niektórzy się śmieją, że został on zastępcą…Luquinhasa, który odszedł zimą 2022 do Nowego Yorku, a Legia od tamtej pory wciąż szukała zawodnika o podobnym profilu do Brazylijczyka i oto jest – wypożyczony na rok z Fortalezy. Żeby wszystko miało ręce i nogi zadbano też o nowego snajpera – na to miejsce ściągnięto Jean-Pierre’a Nsame. Kameruńczyk mimo świetnych liczb w Young Boys Berno ma pewne rysy na swojej karierze, bo dwukrotnie opuszczał Szwajcarię i w obu przypadkach zapominał jak się strzela bramki. Najnowszy epizod w Como nie wygląda lepiej niż przygoda naszego Joao Moutinho w Spezii. 180 minut na boisku i 0 goli. W Legii ma się odbudować i wrócić do formy.
Pomijając Legię i Raków nie można zapominać o egzystencji Lecha i Pogoni, choć kibice tych drużyn woleliby, aby sezon rozpoczął się później. Transfery do tych ekip są bardzo przeciętne lub po prostu ich nie ma, ale jakość w składzie zarówno „Portowcy” jak i „Kolejorz” mają ponadprzeciętną i nie muszą przejmować europejskimi pucharami. Zanim ktoś wyjedzie z Pogonią i „zero tituli”, to przypominam, że w naszym mistrzowskim sezonie przegraliśmy z nimi dwa razy, a raz zremisowaliśmy – „zero victorii”.
Pozostałe ekipy też aktywnie węszyły na rynku. Moja krótka lista najciekawszych transferów pozostałych klubów to: Kajetan Szmyt (Zagłębie Lubin), Jakov Blagaić (Puszcza Niepołomice), Pedro Nuno (Korona Kielce), Manu Sanchez (Górnik Zabrze), Hilary Gong (Widzew Łódź).
Póki co Jaga może powiedzieć, że los jej sprzyja. Mogliśmy w Lidze Mistrzów przecież wylosować PAOK, Ludogorets, Karabach czy Spartę Praga. Wylosowaliśmy najłatwiejszego rozstawionego rywala, który dodatkowo skompromitował się przeciwko pogrążonej w kryzysie drużynie z Litwy, więc do startu ligi dojdą nam 2 europejskie mecze z rywalem maksymalnie na poziomie okolic walki o utrzymanie w Ekstraklasie. Zdaniem buków będziemy wyraźnym faworytem do awansu, a sam wyjazd na mecz to będzie pestka. Nawet lżejszy niż wycieczka do Szczecina. Wszystko będzie zależeć od nas. Możemy wywalczyć awans i spokój w pucharach już w lipcu i to też pozwoli drużynie złapać trochę luzu na początku sezonu, a Łukaszowi Masłowskiemu spokojnie planować dalsze transfery. Oczywiście nikt przed meczem jeszcze nie wygrał jak mawia trener, ale uczciwie trzeba przyznać, że chyba nikt nie zakładał że na dzień dobry w Lidze Mistrzów możemy wylosować drużyny o tak niskim potencjale sportowym.
Co mnie zadowoli?
Minimum przyzwoitości. Nie oczekuję od Jagi, że drugi sezon z rzędu zdobędziemy ponad 70 goli w lidze. Powinniśmy na spokojnie mecz po meczu skupiać się na tym, aby rozsądnie rozkładać siły i maksymalnie wykorzystywać nadarzające się okazje. Ekstraklasa poszła nam na rękę i przygotowała teoretycznie dogodny terminarz na start. Nie ma meczów z najmocniejszymi,
jak jedziemy na wyjazd to stosunkowo blisko, bo jest to Lublin i Radom. Fajnie by było przejść przez lipiec bez kontuzji, zapunktować tak, aby po 4-5 kolejkach plasować się spokojnie w górnej połowie tabeli. Dużo zależy od tego ile jakości dadzą nowi zawodnicy. O Fadigę się nie boję, bo podszedł bardzo profesjonalnie do transferu. Przed przyjściem do Jagi poprawił sylwetkę, trenował i widać, że w Białymstoku chce zaliczyć twardy reset swojej kariery i ruszyć po bramki. W środku pola i obrony też mamy spokój. Haliti dał radę jako stoper nr 3 w ważnych meczach z Zagłębiem i Piastem, a Kubicki, Nene, Romanczuk i Nguiamba to naprawdę fantastyczna 4 do roszady. Gorzej sytuacja prezentuje się na skrzydle oraz lewej obronie. Poza Hansenem i Marczukiem na dziś nie mamy nikogo. Villar dalej trenuje, ale nie gra, a miał być zawodnikiem, który na początku będzie pełnił rolę zmiennika. W tym momencie nie jest gotowy nawet na pół godziny. Łaski i Wolski bardziej nadają się do rezerw. Po odejściu Wdowika mamy wyrwę na boku obrony, bo ani Lewicki ani Nguiamba na dziś nie dają gwarancji, że ta strefa będzie odpowiednio zabezpieczona. Moutinho może tę gwarancję dać, ale musi szybko integrować się z resztą formacji. Ma na to 3-4 treningi przed startem ligi.
Ostatecznie będę zadowolony z gry w Europie całą jesień – niezależnie od rozgrywek chcę zobaczyć jak Jaga zagra choćby jeden mecz z uznaną europejską drużyną, a takich nie brakuje nawet w LKE. Chelsea, Fiorentina, Besiktas, Real Betis. Jest na kim zawiesić oko niezależnie czy zagramy z nimi w domu czy na wyjeździe. W lidze niech będzie przyzwoitość i dobre wdrożenie transferów. Jeśli w grudniu nie będziemy niżej niż na 7-8 miejscu, a w Europie dołożymy przynajmniej 2 dobre mecze w fazie ligowej zaliczę jesień na plus, a wiosna będzie już nowym rozdaniem z nowymi możliwościami, również tymi finansowymi. Finalnie każde miejsce powyżej 7 będzie w moich oczach zaliczać się do miana dobrego sezonu.