
fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza
Czy to był najpiękniejszy mecz jaki widzieliśmy? Nie. Czy było dużo gracji i polotu? Nie. Czy było zwycięstwo? Tak i tylko to się liczy. Jagiellonia pokonała Widzew Łódź 1:0!
Po fantastycznym meczu z Cercle Brugge w Lidze Konferencji Jagiellonia pojechała do Łodzi zagrać ważny ligowy mecz z Widzewem. Trener Adrian Siemieniec rotując w składzie zdecydował się na danie szansy debiutu 18-letniemu Bartoszowi Mazurkowi, który miał odciążyć Jesusa Imaza. Na prawej obronie pojawił się Tomas Silva, Dusan Stojinović zastąpił chorego Enzo Ebosse, a Kris Hansen po dłuższej przerwie wreszcie rozpoczął mecz w podstawowym składzie luzując Mikego Villara. Widzew będący na musiku, dopingowani przez wypełniony stadion mimo słabszej formy nigdy nie jest łatwą przeszkodą do ominięcia co tylko zwiększało poziom trudności.
Pierwsza połowa nie porywała, ale Jagiellonia zdołała narzucić własne warunki szybko otwierając wynik golem Mateusza Skrzypczaka, który perfekcyjnie wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego od ex-Widzewiaka Kristoffera Hansena. Na tym konkrety w tej połowie się zakończyły. Były pojedyncze próby z obu stron, był błąd Rafała Gikiewicza przy obronie strzału Churlinova, ale ciężko mówić o innych klarownych sytuacjach bramkowych poza golem Skrzypy.
Druga połowa rozpoczęła się od wymiany Mazurka na Jesusa Imaza. Nie możemy narzekac na występ Bartka, bo ma on swój potencjał, doceniamy że trener go widzi i daje okazje do gry, ale młodzieżowiec ma jeszcze sporo do nadrobienia w kwestiach taktycznych. Jego występ był pełen ambicji, ale również nie brakowało typowego dla debiutantów „biegania bez mapy”. Gospodarze mając nóż na gardle nie zwklekali z ruszeniem do ataku w drugiej części. Swoje groźne strzały oddawali Hanousek i Kerk i Widzew zaczął przejmować przewagę przy jednoczesnej bierności Jagi z przodu, a kiedy w 75 minucie Abramowicz zatrzymał arcygroźny strzał Sypka z tyłu głowy zapaliła się (nomen omen) czerwona lampka, że coraz bardziej na horyzoncie widać powtórkę z Cracovii.
Następnie próbowali Nunes i Pawłowski, raz bronił Sławek, a innym razem pomagał słupek. Sytuacja naprawdę była trudna, gdy jednocześnie brakowało utrzymania się przy piłce, a żeby tego było mało to większość bezpańskich piłek spadała pod nogi piłkarzy w czerwonych strojach. Jagiellonia choć grała w Łodzi, to mogła poczuć się jak w położonej 120 kiliometrów na południe Jasnej Górze, której broniła. Ostatecznie modlitwy zostały wysłuchane, a piłka do bramki Jagi nie wpadła. Wygraliśmy ten mecz, wymęczyliśmy, ale smakuje to wspaniale dodając do tego sytuację w Europie.
Widzew Łódź 0:1 (0:1) Jagiellonia Białystok
8’ Skrzypczak
Widzew: Gikiewicz – Krajewski, Volanakis, Żyro, Therkildsen – Diliberto, Hanousek, Shehu, Kerk, Łukowski – Tupta
Jagiellonia: Abramowicz – Silva, Skrzypczak, Stojinović, Moutinho – Romanczuk (c) (61’ Kubicki), Flach – Hansen (90’ Hansen), Mazurek (46’ Imaz), Churlinov (61’ Villar) – Pululu (69’ Diaby-Fadiga)
Żółte kartki: Diliberto, Krajewski, Żyro, Shehu – Stojinović, Moutinho, Kubicki
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)