Mecz z Legią będzie wojną nerwów, w której musimy zachować mistrzowski spokój.
25-02-2025
fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza
To nie będzie zwykły mecz pucharowy. To będzie wojna nerwów. Przed nami być może kluczowe wyzwanie w kontekście całego sezonu – ćwierćfinał Pucharu Polski z Legią Warszawa. W środę na Łazienkowskiej 3 dojdzie do nieoficjalnego „małego finału” tych rozgrywek, gdyż walka o półfinał będzie się toczyć między dwoma klubami eksportowymi. Nie ma w Pucharze Polski Rakowa Częstochowa ani Lecha Poznań, więc zwycięzca tego ćwierćfinału będzie zdecydowanym faworytem, aby zgarnąć trofeum. Jak dobrze wiemy przeciąganie liny między Legią, a Jagiellonią zaczęło się już wcześniej. Dlatego to nie będzie typowe 90 minut (plus ewentualna dogrywka z karnymi) gry w piłkę. To wielopoziomowa bitwa.
Pierwszy etap potyczki to oczywiście kuriozalna kłótnia o termin meczu. Pierwotnie zakulisowo był on ustalony na czwartek i taką informację rozesłała TVP, gdzie w planowanym programie telewizji był ujęty właśnie 27 lutego. To wynikało z rozłożenia meczów ligowych oraz europejskich, gdzie Legia i Jaga całą jesień oraz Jaga na początku wiosny grały systemem niedziela-czwartek. Tak samo też wyglądał terminarz 1/8 finału Pucharu Polski, gdy Jaga zagrała w Grudziądzu. Legia z racji bezpośredniego awansu do 1/8 Ligi Konferencji miała lżejszy terminarz, więc czwartek czy środa nie robiły jej różnicy. No właśnie, nie robiły do momentu, aż PZPN nie kazał Jagiellonii porozumieć się z Legią w sprawie dnia rozegrania spotkania. Wówczas sytuacja się zmieniła, Legia stanęła okoniem, że jedynym dopuszczalnym terminem jest środa, a w czwartek przy Łazienkowskiej 3 organizują imprezę na korytarzu stadionu, więc nie ma opcji, aby ktokolwiek grał w piłkę. Jednocześnie podprogowo rzucono narrację o tym, że to Jaga chce przekładać mecz. Tym samym Goncalo Feio załatwił Jagiellonii krótszą niż zwykle regenerację, licząc, że w Warszawie będziemy zmuszeni wystawić nieco słabszy skład.
Fikołek Canal+
Wojenka pozaboiskowa się na tym nie skończyła, bo Legia poszła o krok dalej i sama przełożyła mecz ligowy, aby oprócz odebrania jednego dnia regeneracji Jagiellonii dołożyć dodatkowe godziny odpoczynku sobie i zamiast w niedzielę zagrała w Radomiu w sobotę, ale jak życie zweryfikowało, dobrze na tym nie wyszła przegrywając z Radomiakiem w fatalnym stylu. Żenady tej sytuacji dodaje fakt, że wszystko zrobiono w białych rękawiczkach, a przełożenie meczu na siebie wzięła stacja Canal+ tłumacząc to „zmianami programowymi”, które wyglądały jeszcze bardziej groteskowo, kiedy zaproszono Goncalo Feio do studia Ligi+Extra. Zaśmiano się nam w twarz. 2:0 dla Legii w „meczu bez piłki”.
Trzeba się dostosować do realiów.
To jednak sprawia, że Jagiellonia musiała podjąć kroki, aby dostosować się do panującej sytuacji. Pierwszym działaniem była rotacja kilku graczy w Krakowie i mimo że wypuściliśmy z rąk przewagę dwóch bramek, należy przyznać, że jak na w połowie zrotowany skład zagraliśmy bardzo dobre 70 minut na trudnym terenie. Legijne gierki na pewno nie zostały pominięte w sztabie i nie trzeba nikogo 2 razy namawiać, aby w Warszawie wyjść zmotywowanym jak na finał. Mecze Legii z Jagą zawsze są naładowane energią – najczęściej mówi się o „napince na Legię”, ale teraz to po stronie 15-krotnego mistrza kraju mamy chwytanie się każdego sposobu, aby utrudnić życie Jagiellonii i nasza drużyna to z pewnością widzi. Legionistom nie pomaga fakt słabszej formy drużyny oraz narastającej fali krytyki wobec trenera. Niedawno problemem nr 1 był pion rekrutacji z racji słabych transferów, ale rośnie też presja wobec Goncalo Feio, która wynika ze słabego startu wiosny połączonego z niezbyt eleganckim zachowaniem Feio czy to w studiu Canal+ czy przy ławce. Portugalczyk lubi chaos, lubi zbierać atencję i szum na siebie i na pewno użyje w szatni narracji „cały świat przeciw nam”, aby podnieść swoich podopiecznych na duchu. Dla Legii to jest mecz sezonu. Przegrają – odpadają z walki o cokolwiek na krajowym podwórku i zostanie im gra w Europie na pocieszenie. Nie odpuszczą żadnego skrawka murawy, jak będzie trzeba pójdą na całość.
Mistrzowski spokój.
Jesteśmy Mistrzem Polski i gramy fajną piłkę. Adrian Siemieniec zbudował zgraną paczkę ludzi, którzy wiedzą co robią i w jakim celu się spotkali w Jagiellonii. Środowy mecz z Legią to prawdziwy egzamin dojrzałości, aby nie zgadzać się na warunki gry zaproponowane przez gospodarzy. Oczywiście nie możemy jako kibice chodzić z głową w chmurach, bo nasze mecze wyjazdowe na terenach umownej „wielkiej czwórki” (Legia, Lech, Raków, Pogoń) ostatnio wybitnie nam nie leżą. Przy Ł3 ostatni raz wygraliśmy za kadencji Bogdana Zająca i w tym samym sezonie ostatni raz zdobyliśmy Bułgarską. Od tego momentu co najwyżej remisujemy, więc choćby z tego powodu „Wojskowi” mogą czuć się papierowymi faworytami. Legia wyjdzie na bitkę pod remizą, a my musimy zachować spokój i unikać tanich prowokacji, których z pewnością nie zabraknie. Należy zagrać agresywnie, ale nie chamsko. Z determinacją i pasją, ale bez wdawania się w przepychanki. Dysponujemy kadrą pełną ligowych wyjadaczy, a trener ma pozytywny ból głowy przy selekcji jedenastki. Wszystko w naszych nogach i głowach. Zagramy w stolicy jako drużyna ułożona, a Legia jako statek, który dryfuje, choć pojawiają się dziury na pokładzie. Nic tylko wyjść jak po swoje i wyrwać ten awans!