Hiszpański remis II. Podział punktów w Białymstoku.

fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza

W hicie 11. kolejki Ekstraklasy Jagiellonia zremisowała 1:1 z Legią Warszawa. Podobnie jak w wiosennym meczu w Warszawie o rezultacie decydowały gole Hiszpanów.

Jaga mogła i właściwie powinna rozpocząć ten mecz od błyskawicznego wyjścia na prowadzenie. W ciągu pierwszych pięciu minut swoje dogodne szanse zmarnowali Pululu i Churlinov. Byłby to naprawdę dobry start i natychmiastowe narzucenie presji wyniku na Legię. Po 10 minutach z kolei nie mieliśmy ani gola ani Mateusza Skrzypczaka. Skrzypa wrócił do gry po małym urazie, ale najwyraźniej nie był w 100% wyleczony, gdyż szybko zgłosił konieczność zmiany po jednym z pojedynków z Morishitą. W jego miejsce wszedł Stojinović, więc kontynuowaliśmy grę duetem z Kopenhagi. Zejście Skrzypy jest o tyle smutne, iż tuż po meczu miał się zbierać do wyjazdu na swoje pierwsze zgrupowanie w reprezentacji Polski. Na domiar złego to nie był ostatni uraz w 1. połowie. Po jednym ze sprintów za „dwójkę” złapał się Joao Moutinho i okazję na debiut dostał Cezary Polak. W przypadku Portugalczyka jest to bardzo często spotykany uraz przeciążeniowy. Nic dziwnego, Joao grał praktycznie od dechy do dechy co 3 dni.

Najwyraźniej debiut Czarka namieszał w głowie Kacprowi Tobiaszowi, bo chwilę później przy rozegraniu popełnił kardynalny błąd, który po „zbiórce” Michala Sacka skrzętnie wykorzystał Jesus Imaz. To musiało się wydarzyć. Każdy inny scenariusz niż prowadzenie Jagi do przerwy bylby po prostu niesprawiedliwy. A jak już nie potrafiliśmy wykorzystać szans, które sami wykreowaliśmy, to obowiązkiemy było skorzystanie z prezentu od rywala.

Problem w tym, że jednobramkowe prowadzenie w meczach wysokiego kalibru bardzo często nic nie znaczy. Przekonała się o tym sama Legia wiosną. Kiedy obie drużyny mają w swoich składach jakość indywidualną, to wystarczy jej błysk i wynik ulega zmianie. Bardzo blisko takiej zmiany byliśmy na samym początku drugiej połowy, kiedy po genialnej centrze Rubena Vinagre Radovan Pankov uderzając piłkę głową trafił w słupek. Legia wyszła na ten mecz dokładnie tym samym składem co na Betis. Można było więc mieć podstawy do opinii, że wraz z biegiem czasu niektórym zawodnikom zacznie brakować sił. To jednak nie miało miejsca, gdyż to Jagiellonia została zepchnięta do defensywy i w 67 minucie na listę strzelców wpisał się Marc Gual.

Niepokojąco Legia zwiększała swoje posiadanie i niemalże wyszła na prowadzenie, kiedy uderzenie gości z dystansu niemalże przełamało ręce Abramowicza. Trener bardzo długo czekał z pozostałymi zmianami. Zdecydował się na nie dopiero w 83 minucie, kiedy Fadiga i Listkowski zmienili Imaza i Churlinova. Ta dwójka miała być lekiem na tzw. „ciężary”, które dopadły Mistrzów Polski. Po części ożywiło to akcje gospodarzy, gdyż Lamine od pierwszego kontaktu z piłką dodał szybkości i sam nawet mógł wpisać się na listę strzelców. Wynik się już nie zmienił i podobnie jak wiosną na Łazienkowskiej, dziś na Słonecznej Imaz z Gualem strzelili po bramce i mamy podział punktów. Pierwszy w tym sezonie na koncie Jagiellonii.

 

Jagiellonia Białystok 1:1 (1:0) Legia Warszawa
35’ Imaz – 67’ Gual

Jagiellonia: Abramowicz – Sacek, Skrzypczak (11’ Stojinović), Dieguez, Moutinho (33’ Polak) – Kubicki, Romanczuk – Villar (46’ Villar), Imaz (83’ Diaby-Fadiga), Churlinov (83’ Listkowski) – Pululu

Legia: Tobiasz – Wszołek, Pankov (86’ Jędrzejczyk), Kapuadi, Vinagre – Oyedele (86’ Augustyniak), Morishita, Kapustka – Luquinhas (86’ Urbański), Chodyna, Pekhart (54’ Gual)

Żółte kartki: Romanczuk, Kubicki, Pululu – Chodyna, Kapustka, Tobiasz

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *