Nasza ambicja to trochę więcej niż ściąganie na egzaminie.

fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza

Albo się regularnie uczysz, idziesz na studia, a potem do pracy i masz fach w małym palcu albo robisz wszystko na ostatnią chwilę, ściągasz na sprawdzianach, a pracę dostajesz po znajomości i jak się w niej szybko nie odnajdziesz, to życie ciebie weryfikuje. Można tę zasadę przenieść na język piłki. Albo uczysz się podstaw taktyki, budujesz własny styl gry i z czasem pozwala on tobie rozwijać zawodników i zespół albo ustawiasz prostą bezpośrednią taktykę z kontrami, liczysz że 2 z nich się tobie udadzą, z tyłu bramkarz zdziała cuda i powtórzysz to w 10 kolejnych meczach.

Na dziś Jagiellonia jest na etapie studiów. Przed chwilą ładnie przeszliśmy przez szkołę średnią zdobywając mistrzostwo, ale przyszedł czas na coś grubszego. Studia na bardzo renomowanej uczelni, gdzie dostajemy bardzo wymagających profesorów. Czy można ich oszukać? Pewnie tak, ale nie ma pewności, że za chwilę to kłamstwo nas nie dogoni i nie zaboli. Dlatego idąc na taki Uniwerek nikt o zdrowych zmysłach nie powinien iść w jakieś lewe schematy, tylko rzetelnie zabrać się do nauki i tak też zdecydował Adrian Siemieniec kontynuując swoje podejście taktyczne, polegające na odważnym rozgrywaniu piłki oraz wysokim pressingu. Owszem, nie mieliśmy odpowiednich materiałów naukowych, aby zaliczyć norwesko-holenderskie kolokwium, ale wywalczyliśmy sobie ten komfort, że egzaminy pod tytułem Bodo i Ajax nie były obowiązkowe, aby zaliczyć semestr. Oczywiście mogliśmy sobie wywalczyć nimi stypendium jakim jest potężna kasa z Ligi Mistrzów, ale samo zaliczenie odbywa się już kalendarzową jesienią.

Brutalna weryfikacja, która nie wlicza się w średnią na świadectwie.

Zatem trzeba traktować dwumecze z Bodo i Ajaxem jako bardzo brutalny, ale jednak europejski chrzest. Pojawiają się głosy wśród neutralnych kibiców, że Siemieniec padł ofiarą swojej filozofii i powinien schować dumę do kieszeni i zagrać pragmatycznie, ale ci ludzie pomijają istotny fakt. My zawsze traciliśmy bramki, nawet więcej niż spadająca Warta Poznań. Jednak z jakiegoś powodu my jesteśmy mistrzami, a Warta gra w 1. lidze. Bardziej pragmatycznie grywał już Michał Probierz z Omonią, notabene zdecydowanie słabszym zespołem niż Bodo i Ajax. Jaki był efekt? 0:0, 0:1 i odpadamy. Tylko, że wyniki przesłaniają fakty. My w tym dwumeczu nie mieliśmy ćwierć okazji do zdobycia gola, a już na Cyprze jak Sheridan nam strzelił na samym początku spotkania, to przez kolejne ponad 80 minut kopaliśmy się po czole, bo nie potrafiliśmy w żaden sposób skonstruować sensownej akcji, bo nie byliśmy na to przygotowani. W lidze wtedy liczyło się szybkie granie, inwencja twórcza zawodników w formie.

Niezależnie od stylu pewnych ograniczeń nie przeskoczymy.

Stan na sierpień 2024 jest taki, że Jagiellonia mimo transferów wychodzących i nagród za europejskie puchary nie może pozwolić sobie na ponadprzeciętne ruchy transferowe przychodzące. Tego nie da się przeskoczyć od tak. Budżet nie jest z gumy, trzeba go kontrolować, stabilizować, aby nie doszło do powtórki z lat 2019-2021, gdzie zarząd tak wydawał kasę, że Jagiellonii groził upadek całego klubu i to właśnie za sprawą Adriana Siemieńca klub uratował byt w Ekstraklasie oraz swoją całą historię, bo w przypadku spadku byłaby ogłoszona upadłość, 4. liga, koniec gry. Upadłości nie ma, bo charyzmatyczny i odważny Siemieniec bardzo szybko zaczął wprowadzać swoją filozofię. Z zawodników słabych i przeciętnych zrobił wystarczająco dobrych, aby zdobyli mistrza. Dziś oni dalej są podporą drużyny i ciężko oczekiwać, że własnoręcznie zatrzymają Bodo czy Ajax. Mogą się im postawić, ale niezależnie od taktyki różnica umiejętności zrobi swoje. Też chciałbym, żeby najsłabsze ogniwa były upgradowane, żeby za Marczuka przyszedł inny kozak, aby Moutinho miał z kim rywalizować na lewej obronie, a na stoperze pojawił się ktoś nawiązujący do czasów Runje, Skerli czy Rodneia. Tego jednak nie dostaniemy, bo decydenci mają swój plan na inwestycje w klubie.

Pragmatyzm to nie przestawienie mentalności ofensywnej na defensywną jak w Football Managerze.

Aby grać pragmatycznie, mniej ryzykownie i jednocześnie mieć szanse na strzelenie gola potrzeba kilku istotnych czynników. Po pierwsze musi być w składzie stoper, który wygra tobie minimum 70% pojedynków oraz zrobi 95% celności podań organizując przy tym całą defensywę. Po drugie trzeba mieć ogarniętego środkowego pomocnika zarządzającego całym tempem gry. Takim zawodnikiem w sezonie 2023/24 był Nene, ale on na dziś jest daleki od optymalnej dyspozycji. Przed startem sezonu złapał uraz i wygląda tak jakby do dziś był niezaleczony w 100%, zatem cała forma Portugalczyka jest niższa od oczekiwanej. Po trzecie trzeba mieć przynajmniej dwóch bardzo zrywnych skrzydłowych. Jednego od pierwszej minuty, drugiego z ławki na podkręcenie tempa. Na dziś Jagiellonia ma tylko jednego takiego zawodnika – Darko Churlinova. Zarówno Hansen i Villar to nie są gracze na poważne granie z Ajaxem czy Bodo. No i najważniejsze – czynnik szczęścia – tudzież słabszej formy rywala, braku skuteczności, bo pragmatyzm nie polega na tym, że stawiamy autobus, rywal wywiesza białą flagę, a my ruszamy z kontrami. Sama pierwsza bramka dla Ajaxu pokazała, że nawet grając głęboką defensywą nie będziemy unikać dokładnych podań jak to Berghuisa do Akpoma. Szybkie, nieoczekiwane, super precyzyjne podanie i tyle zostaje z tego pragmatyzmu. Zresztą poza golem nr 3, gdzie rzeczywiście zostaliśmy zamknięci i Holendrzy wymusili stratę Diegueza, każda inna bramka mogłaby paść przy bardziej wyważonej i spokojnej grze. To nie kwestia adaptacji do warunków, tu zadziałała różnica w umiejętnościach lub podatność na błędy indywidualne.

Pokonując Poniewież zdobyliśmy polisę ubezpieczeniową. Mieliśmy zapewnione puchary na jesień oraz okres około miesiąca na dobór transferów oraz poligon doświadczalny z bardzo konkretnymi rywalami. W samej Lidze Konferencji Europy przeciwników na poziomie Holendrów nie będzie zbyt wielu. Maksymalnie 3, ale to bardzo pesymistyczny scenariusz, kiedy z 3. koszyka komputer losuje nam Besiktas. Poza tym mamy tam głównie rywali poziomem niewiele ponad nas oraz znajdą się takie będące bliżej Poniewieża niż choćby Legii Warszawa. Dlatego oklep od Bodo czy Ajaxu nas nie boli, a może tylko zaprocentować, bo trener i piłkarze się uczą Europy. Może zabrzmi to za bardzo optymistycznie, ale sądzę że nauka nie idzie w las. Pierwsza połowa meczu z Bodo/Glimt była bardzo nerwowa, pół godziny nie potrafiliśmy wyjść z połowy, nogi drżały. Z Ajaxem bardzo szybko przeprowadziliśmy akcję, strzeliliśmy gola i schodząc na przerwę nie wyglądaliśmy jak skazani na porażkę chłopcy bez pomysłu. A to dopiero drugi taki dwumecz w historii Jagiellonii, który jest oceniany wyrywkowo a nie pod kątem całokształtu. Grając z Ajaxem 100 dwumeczów, przegrywasz 99, a w tym jednym wygrywasz głównie dzięki błędom rywala. Na dziś cele są inne. Nikt w Białymstoku nie celuje w dogonienie Ajaxu, a sprawienie, żeby to inni, szczególnie o zbliżonym potencjale finansowym, chcieli gonić Jagiellonię i myślę, że taka jest też wizja trenera. Nie ma potrzeby przygotować kilku szybkich ściąg i liczyć, że profesor go nie przyłapie.

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *