
Droga do historii nie jest łatwa. Pojawiają się wyboje, duże zakręty, a nawet wielkie fiordy, między którymi głęboko ukryty jest awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. Jedziemy na północ Norwegii, bardzo blisko bieguna, aby odrabiać straty z pierwszego meczu z Bodo/Glimt.
Po pierwszym meczu sytuacja jest nieciekawa. Przegraliśmy u siebie i jedziemy na teren, gdzie nie wygrywa praktycznie nikt. Wygrała tam Legia w 2021 roku (3:2), ale wówczas Bodo pierwszy raz podchodziło do eliminacji LM, Kjetil Knutsen oraz jego zawodnicy nie mieli doświadczenia i zagrali mocno naiwnie, kiedy jednocześnie chytry Czesław Michniewicz odpowiednio nastawił ówczesnych mistrzów Polski na mecz w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Poza tym na Aspmyra Stadion w ostatnich latach triumfowali tylko: FC Brugge (1:0, faza grupowa LKE 2023), Arsenal (1:0, faza grupowa LE 2022), PSV Eindchoven (2:1, faza grupowa LE 2022). Zatem przez 4 lata przegrali na swoim stadionie 4 mecze, wszystkie różnicą jednej bramki, z czego za każdym razem z tych przypadków rywal był wyżej notowany.
Jak sami państwo widzą – los niezbyt nas faworyzuje, bo ani nie jesteśmy wyżej notowani od Bodo/Glimt ani też rywal nie jest na zakręcie. Jak mam szukać naszych przewag, to zdecydowanie widzę ją w braku zmęczenia ligowym meczem. Norwegowie w sobotę zagrali mecz na szczycie tabeli z Vikingiem i mimo dużej rotacji Patrick Berg i Hakon Evjen zagrali 90 minut. Oprócz nich w środku pola w Białymstoku wyszedł Ulrik Saltnes, który zszedł w przerwie z powodu kontuzji. Na rewanż ma jednak być gotowy. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku Brede Moe – lidera defensywy. On ma mecz z Jagiellonią opuścić. W jego miejsce w sobotę zagrał Odin Bjørtuft. Tutaj jednak nie dopatrywałbym się wielkiej korzyści dla Jagi. Bjørtuft ma co prawda tylko pięciominutowy epizod w pucharach, ale w lidze ma już 17 meczów, z czego 6 w pełnym wymiarze. Jest zatem w niezłym rytmie meczowym. Poza tym nie możemy liczyć na żadne rozprężenie wśród gospodarzy. Już w 1. meczu pokazali bardzo dokładne przygotowanie do gry z Jagą i zagrali na wielkiej intensywności. Patrick Berg w wypowiedziach pomeczowych zaznaczał, że 1:0 to fajna ale wciąż skromna zaliczka i na swoim obiekcie nadal będą grali ofensywnie.
Widzimy jednak pewne podobieństwa do pamiętnego dwumeczu z Arisem Saloniki. Tam też przegraliśmy pierwszy mecz, też jechaliśmy po łomot w Grecji, ale jak pokazał los byliśmy naprawdę blisko sensacji. Blisko, bo wówczas poziom sędziowania zjechał niżej niż górnicy na Śląsku. Zostaliśmy okradzeni, wydrukowano karnego w meczu, gdzie prowadziliśmy grę. Tym razem jednak na takie cyrki miejsca nie ma. UEFA bardzo poważnie potraktowała nasz dwumecz i do obu spotkań wyznaczyła fachowców z gwizdkiem. W Białymstoku bardzo dobre zawody poprowadził Niemiec Sven Jablonski, który mimo małej pomocy VARu zebrał od nas bardzo dobre recenzje. Rozjemcą rewanżu jest chwalony w swojej federacji Francuz Benoît Bastien. Dlatego też trzeba wyjść bez kompleksów, bez strachu. Nie mamy nic do stracenia, nie jesteśmy faworytami, gramy o historię, gramy o coś wielkiego, gramy o marzenia!