Norwegowie pokazali Polakom miejsce europejskim w szeregu.
07-08-2024
Jagiellonia Białystok przegrała pierwszy mecz 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów z Bodo/Glimt. Jedynym golem jaki zobaczyli widzowie przy Słonecznej było samobójcze trafienie Adriana Diegueza.
Od początkowych minut widać było po Jagiellonii, że to pierwszy taki mecz, gdzie rywal dysponuje aż tak pokaźnym zasobem indywidualnej jakości. Legia, Lech, Raków takich meczów w przeszłości rozegrały wiele, ich zawodnicy z czasem mogli nauczyć się europejskiego futbolu, a dla Jagi mecz z Bodo był „debiutem” w meczach z ułożonymi zespołami. Szybkość w prowadzeniu piłki, podejmowanie decyzji, inteligencja boiskowa od pierwszego gwizdka była po stronie Norwegów, a Mistrzowie Polski musieli z akcji na akcję „się docierać”, gdyż po pierwszych kontaktach piłki widać było, iż podopieczni Adriana Siemieńca są zaskoczeni jak chwilę po przyjęciu piłki rywal lądował im na plecach. Zresztą już pierwsze wznowienie bramki pokazało, że to nie jest to samo co Ekstraklasa. Przeciwnik nie traci ani sekundy, aby podejść pressingiem zespołowym jak najwyżej.
Żółto-czerwoni zaczęli od wchodzenia w klincz z Bodo. Ciężko przychodziło wychodzenie z piłką z własnej połowy. Najczęściej było to szybkie rozegranie do przodu i liczenie na pojedyncze zrywy Hansena czy Pululu, kiedy Dominik Marczuk czekał na swój moment do ruszenia prawym skrzydłem. Tak jak mówił nam Remek Fornalik w wywiadzie przed meczem w drużynie Bodo pierwsze skrzypce grał Patrick Berg. Właściwie nie było akcji gości, przy której zawodnik z numerem 7 nie dotknąłby futbolówki. Niski, chudziutki, ale chytry środkowy pomocnik z każdym dotknięciem utwierdzał nas w zdaniu, że to absolutnie topowy, nawet zbyt topowy jak na Eliteserien zawodnik.
Trybuny tego dnia były wypełnione. UEFA zgodziła się dołożyć extra pulę biletów w dniu meczu i to dało nam łącznie niecałe 20 tysięcy kibiców na Stadionie Miejskim przy ulicy Słonecznej. Wszyscy kibice tego dnia dawali z siebie maksa. Pierwszy szczyt decybeli otrzymaliśmy w 33. Minucie kiedy to po strzale Nene Nikita Haikin musiał się solidnie nagimnastykować przy obronie. I tak do końca pierwszej części Jagiellonia łapała coraz więcej luzu i miejsca do grania. Schodząc do szatni mogliśmy być pozytywnie nastawieni do wznowienia gry po przerwie.
W drugiej połowie gra otworzyła się jeszcze bardziej. Swoje zrywy mieli jedni i drudzy. Swój rajd przez pół boiska lewym skrzydłem zaliczył Afimico Pululu, ale jego dogrania nie przeciął żaden z gospodarzy. Krótko po tym otrzymaliśmy odpowiedź Norwegów, ale w tym przypadku znalazł się „chętny” do zagrania piłki, ale los chciał, że był to piłkarz Jagiellonii – Adrian Dieguez, pakujący piłkę do bramki Abramowicza. 8 minut później goście podwyższyli prowadzenie. Po rzucie rożnym doszło do zamieszania w polu karnym. Pierwotny strzał został wyciągnięty przez Sławka, ale przy dobitce nie miał już nic do powiedzenia. Swoje na słuchawkę powiedzieli sędziowie VAR, którzy wezwali do sędziego Jablonskiego do monitorka, a ten cofnął gola po dojrzeniu przewinienia zawodnika Bodo.
Nie dało to jednak żadnego impulsu zawodnikom gospodarzy. Jagiellonia ewidentnie odczuwała trudy spotkania, a trener bardzo wolno podejmował decyzje o zmianach. Tym samym coraz trudniej było o wyprowadzenie groźnej akcji, gdyż przeciwnicy byli naprawdę solidnie dypsonowani kondycyjnie, a trener Knutsen szybko decydował się na zdejmowanie graczy, którzy choć trochę odstawali motorycznie. Kiedy wykorzystaliśmy swoje ostatnie okno zmian i w 80. minucie wszedł Diaby-Fadiga wiadomym było, że grająca XI musi wykrzesać z siebie ostatnie pokłady energii, aby powalczyć choćby o remis przez kolejne około 10 minut. Nic takiego się jednak nie wydarzyło i Mistrzowie Polski musieli pogodzić się z porażką.
Choć porażka boli, to małym pocieszeniem jest, że do Norwegii polecimy z najmniejszym możliwym deficytem. Marne to jednak pocieszenie, gdyż Glimt u siebie króluje i przede wszystkim gra na specificznej sztucznej murawie, gdzie ich ofensywna piłka jest jeszcze trudniejsza do zatrzymania. Nie możemy jednak porzucać nadziei i liczyć, że w rewanżu Jaga powalczy na całego o awans do playoffów.
Jagiellonia Białystok 0:1 (0:0) FK Bodø/Glimt – 58’ Dieguez (samobój)
Jagiellonia: Abramowicz – Sacek, Skrzypczak, Dieguez, Moutinho – Romanczuk (c), Nene (71’ Nene) – Marczuk, Imaz, Hansen (68’ Villar) – Pululu (80’ Diaby-Fadiga)
B/G: Haikin – Sjoevold, Gundersen, Moe (85’ Bjoertuft), Bjoerkan – Berg, Saltnes, Evjen – Maatta (71’ Soerli), Hoegh (71’ Kapskarmo), Hauge
Żółte kartki: 68’ Nene, 90′ Moutinho – 73’ Moe
Sędzia: Sven Jablonski (Niemcy)