Czy Miłosz Piekutowski zasługuje na szansę w bramce Jagiellonii? – Analiza wypożyczenia.

fot. Daniel Tracz / Stal Stalowa Wola

W trakcie zimowego okna transferowego – po kilku mniej lub bardziej poważnych plotkach – doczekaliśmy się wypożyczenia utalentowanego bramkarza Miłosza Piekutowskiego do Stali Stalowa Wola, który w zespole rezerw po prostu się marnował i nadeszła pora, żeby sprawdził się na szczeblu centralnym. W tym artykule postaram się przeanalizować jego dotychczasowe poczynania w „Stalówce”.

18-letni bramkarz pod koniec stycznia dołączył do zespołu – wtedy jeszcze prowadzonego przez Ireneusza Pietrzykowskiego – gdzie na starcie został obdarzony sporym zaufaniem, dużo rolę w tym aspekcie odegrał status młodzieżowca, jednakże bramkarz wypożyczony z Jagiellonii już na samym starcie udowodnił, że ma on ponadprzeciętne umiejętności. Na swoją renomę i łatkę talentu zapracował występami w kadrach młodzieżowych. Na moment publikacji artykułu młodzieżowy bramkarz reprezentacji Polski U19 rozegrał w drużynie 12 spotkań, w których 15 razy wyjmował piłkę z siatki i trzykrotnie cieszył się po meczu czystym kontem. Zważając na to, jak wygląda i jakie są możliwości obecnej obrony Stali Stalowa Wola, jest to dobry wynik Miłosza, który ma dosyć duży wkład w walkę o ligowy byt „zielono-czarnych”.

Pod analizę jako pierwszy idzie debiut Miłosza na szczeblu centralnym przeciwko „poobijanej” problemami finansowymi Kotwicy Kołobrzeg.

Zespół Kotwicy przez swoje problemy z finansami klubowymi na pierwszy mecz rundy wiosennej przystąpił w eksperymentalnym składzie, a do tego doświadczenia zmusił ich zakaz transferowy, od 1 minuty grał chociażby Andrzej Trojnarski, który na codzień występuje w rezerwach występujących w 4 lidze gr. zachodniopomorskiej. Już na samym starcie spotkania, po rzucie rożnym dzięki dobremu ustawieniu w bramce, Miłosz był w stanie nogami wyjąć powolny rykoszet po strzale bardzo aktywnego w tym spotkaniu Leona Krekovicia. Później wspomniany chorwacki napastnik wrócił do oddawania strzałów na bramkę „Stalówki” dopiero w okolicach ostatnich 15 minut spotkania. Mimo, iż pierwszy z nich nie był dla młodzieżowca zbytnio wymagający, tak już przy kolejnym uderzeniu musiał się wykazać niemałą kompetencją i z trudem się wyciągnął, skutecznie odbijając trudną piłkę na rzut rożny. Dopiero w 88. minucie tego spotkania Piekutowski musiał wyjąć piłkę z siatki – po tym jak skutecznie dośrodkowanie oczywiście nikogo innego jak Leona Krekovicia wykorzystał Filip Kozłowski, uderzając mocno głową w lewy róg bramki, kompletnie pozbawiając Miłosza jakichkolwiek szans na obronę tej piłki. Ostatnią z interwencji w tym meczu był strzał z przedostatniej akcji tego spotkania, gdzie wspomniany wyżej gracz rezerw Trojnarski uderzył piłkę po ziemi prosto w wychowanka Jagiellonii, nie sprawiając mu większych kłopotów. Mimo straconej bramki, debiut Piekutowskiego w podkarpackim zespole można było zaliczyć do zdecydowanie udanych – jego dobre ustawianie się i pewne interwencje zaczęły budować pewność w linii obronnej zespołu z Stalowej Woli.

Drugim spotkaniem, które weźmiemy na tapet jest wyjazd do Płocka, gdzie przyjezdni podjęli rękawice przeciwko lokalnej Wiśle.

Przez pierwsze 20 minut spotkania golkiper wypożyczony z Jagi nie miał nic do roboty. Po tym czasie nieaktywności przebudził się zespół z Płocka. W 23. minucie po miękkim dośrodkowaniu, powolne uderzenie głową oddał były gracz Jagi – Łukasz Sekulski, z którym żadnego problemu nie miał Piekutowski. Kiedy minęła już 1/3 meczu, po fatalnym błędzie Kelechukwu Ibe-Tortiego w obronie, Wisła wymieniając się szybkimi i celnymi podaniami, kompletnie wywiozła w las całą obronę zespołu z Stalowej Woli i po precyzyjnym strzale Al Hamawiego, Miłosz musiał skapitulować po raz pierwszy – przy strzale zabrakło mu dosłownie ułamka sekund do lepszej interwencji. Na szczęście jego i kolegów z obrony,  wspomniany wcześniej Sekulski dopuścił się faulu po odegraniu piłki w stronę Irakijczyka, co spowodowało anulowanie zdobytej bramki. Pod koniec pierwszej połowy „Stalówka” pogubiła się w trakcie swojego ataku, co doprowadziło do szybkiej kontry, lecz na jej koniec po raz kolejny ex-Jagiellończyk zbyt słabo kopnął piłkę, nie utrudniając w jakikolwiek sposób interwencji  Piekutowskiego. W 63. minucie wartym odnotowania był pewien błąd bramkarza wypożyczonego z Jagi, kiedy to dosyć niepewnie próbował złapać piłkę po strzale, przez co wyleciała mu ona z rąk – na całe szczęście nie stwarzając sobie przy tym większego kłopotu. W trakcie nabywania coraz to większego doświadczenia chwile niepewności będą się coraz rzadziej pojawiały, a co za tym idzie, można przymknąć oko na ten drobny błąd w wykonaniu Miłosza. W 70. minucie po fatalnym błędzie obrońcy Stali, klarowną sytuację stworzył sobie Edmundsson – nasz golkiper był na posterunku i fenomenalnie sparował piłkę na rzut rożny. Punktem kulminacyjny tego meczu było wejście na boisko Piotra Krawczyka, który w ciągu 8 minut był w stanie skompletować dublet. Przy pierwszej bramce, zespół Wisły pokazał po raz kolejny swoje niemałe umiejętności, które tego dnia przewyższały te zawodników Stali, co pozwoliło wspomnianemu zawodnikowi w tej szybkiej akcji zmieścić piłkę między nogami Miłosza, który zmierzał w stronę nacierającego napastnika, w konsekwencji wyjmując piłkę z siatki po raz drugi -tym razem gola uznano. Druga bramka polskiego napastnika była po prostu fenomenalna – Piotr świetnie się złożył do przewrotki, nie dając Piekutowkiemu żadnych szans na jakąkolwiek próbę interwencji.

Patrząc już na te same dwie analizy, można zauważyć, że młodemu golkiperowi zdecydowanie nie brakuje ambicji i chęci gry. Mimo, iż kompani z obrony nie są najwyższych lotów, to stara się zatuszować ich błędy swoimi świetnymi interwencjami.

Ostatnim starciem, na które – według mnie – najlepiej zwrócić uwagę, jest wyjazdowy mecz do pobliskiego dla Stali Rzeszowa. Starcie to jest swoiście nazywane Derbami Wschodu.

Moje zachęcenie do zwrócenia szczególnej uwagi na to starcie nie jest przypadkowe. W mojej opinii był to kandydat do najlepszego występu Miłosza w barwach Stali Stalowa Wola – innym może być chociażby mecz z Wartą Poznań. Piekutowski w tym spotkaniu nie miał zbytnio chwili do jakiegokolwiek odpoczynku, gdyż zespół gospodarzy bardzo regularnie przeprowadzał ataki na bramkę młodego bramkarza. Ta kanonada z rzeszowskiej procy rozpoczęła się już w 3. minucie, kiedy to Szymon Łyczko na raty zagrał piłkę do świetnego w tym spotkaniu luksemburczyka Sebastiena Thilla, który mając dużo miejsca do popisu oddał precyzyjny strzał lewą nogą po ziemi w prawą stronę bramki – ze spokojem wyciągnął się do tego strzału Miłosz, parując piłkę na rzut rożny. Trzy minuty później, po raz kolejny Stal Rzeszów przeprowadziła konkretny i poważny atak, a strzał na bramkę Piekutowskiego oddawał nie kto inny jak Thill, tym razem prawą nogą, jednakże dobrze ustawiony młodzieżowiec mimo jego mocy, poradził sobie z nim i po raz kolejny sparował piłkę – tym razem nad poprzeczką. Niestety w 24. minucie przydarzył się kolejny róg dla Stali, gdzie po dośrodkowaniu Harisa Duljevicia – ciężko stwierdzić czy celowo – świetnie zagrał piłkę wprost na głowę Michała Musika, który nie dał żadnych szans na skuteczną interwencję golkiperowi wypożyczonemu z Jagi, wyprowadzając zespół gospodarzy na prowadzenie. Jak już przed chwilą stwierdziłem, Miłosza mogło zmylić to „podanie” Duljevicia, które wyglądało jakby się składał do strzału i niestety zabrakło chwili na zareagowanie na strzał, będącego blisko bramki Musika. Równo 20 minut później, dosłownie na koniec pierwszej połowy spotkania, obrona Stali Stalowa Wola po raz kolejny pokazała, że troszeczkę nie dojeżdża na ten poziom rozgrywkowy – tym razem za sprawą Damiana Oko, który po dośrodkowaniu wybił piłkę w górę, a ona poszybowała do w taki sposób, że wróciła praktycznie na skraj pola karnego, gdzie wolny i niekryty był Sebastien Thill, który uderzeniem z pierwszej piłki precyzyjnie umieścił piłkę w siatce w prawy dolnym rogu bramki.

Nie chcąc usprawiedliwiać mniej czy bardziej bramkarza Jagiellonii, ale jeżeli zespół ze Stalowej Woli chce – w przypadku utrzymania – w następnym sezonie uniknąć walki o ligowy byt, powinni zreformować swój tercet obronny, bo w niektórych momentach bardziej przeszkadzają i dodają golkiperowi niepotrzebnej roboty.

Wracając do meczu, Miłosz na tą dziwną piłkę za późno zareagował, przez co nie zdążył w odpowiednim tempie się wyciągnąć, co pozwoliło „Dumie Rzeszowa” objąć prowadzenie. Patrząc na pierwszą połowę, ze spokojem można powiedzieć, że nie był to dobry mecz Piekutowskiego – na ratunek tej opinii przychodzi druga połowa, która była jak dla mnie wizytówką wychowanka jagiellońskiej akademii na tym wypożyczeniu. W okolicach 60. minuty zaczęło się ponowne natarcie na jego bramkę, a klub ze Stalowej Woli w międzyczasie wyrównał stan gry za sprawą wprowadzonego chwilę wcześniej na boisko Jakuba Sveca. W 60. i 67. minucie dwa celne strzały w wykonaniu Duljevicia oraz Thilla nie sprawiły większych kłopotów wypożyczonemu młodzieżowcowi, który ze spokojem sparował obie piłki w strefę odciętą od zawodników drużyny przeciwnej. W ostatnich 10 minutach – uwzględniając doliczony czas gry – zaczął się najintensywniejszy moment dla Piekutowskiego w tym meczu. Najpierw w 87. minucie po kolejnym świetnym uderzeniu Sebastiena Thilla, Miłosz popisał się świetną interwencją, wyciągając ten mocny strzał – piłkę po raz kolejny sparował na rzut rożny. W okolicach końca podstawowego czasu gry, Cesar Pena obsłużył dobrym podaniem Szymona Kądziołkę, który swoim zmusił bramkarza wypożyczonego z Jagi do szybkiej i intuicyjnej obrony, która na całe szczęście okazała się skuteczna. Zwieńczeniem świetnej w ataku w tym meczu rzeszowskiej drużyny było wypuszczenie Cesara Peni na akcję sam na sam, gdzie nasz golkiper po raz kolejny  popisał się skuteczną interwencją, przy tej bardzo groźnej okazji, ratując kolejny punkt dla Stali Stalowa Wola w tym sezonie.

Ten mecz pokazuje, jak duży problem jest w zespole ze Stalowej Woli z formacją obronną – na tą chwilę, ci zawodnicy dali naprawdę duże pole do popisu dla naszego młodzieżowego golkipera, który na tym wypożyczeniu popisuje się swoim nietuzinkowym talentem.

Mogę z dumą powiedzieć, że jako osoba, która nie opuściła praktycznie żadnego meczu na żywo Miłosza Piekutowskiego w Betclic 1. Lidze, że ten młodzieżowiec jest gotowy do otrzymania upragnionej szansy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Najważniejszym atutem Miłosza jest jego ogromna pewność siebie przy interwencjach, która pozwala mu osiągać najwyższe noty meczowe, mimo iż jego zespół jest raczej outsiderem tej ligi i mało kto wierzy w jego utrzymanie na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Jeżeli jednak uda się „Stalówce” utrzymać w lidze, dużą część zasługi do tego sukcesu należy przypisać bramkarzowi wypożyczonemu z Jagi, gdyż to, jak jest w stanie poświęcić się dla meczu i każdej chwili, jest po prostu niesamowite i nie mogę się już doczekać, aż zobaczę tą ambicję i chęć uczestniczenia w meczach już w barwach Jagiellonii.

Na tą chwile trzeba obserwować końcówkę sezonu w wykonaniu zespołu Miłosza, gdyż kto wie, a może na naszych oczach tworzy się kolejna historia mocnego bramkarza młodzieżowca, który pójdzie ścieżką Grzegorza Sandomierskiego, Bartłomieja Drągowskiego czy może nawet teraźniejszego przykładu, jakim jest Sławomir Abramowicz, który już szykuje się do podbijania piłkarskiej Europy. Kończąc już tą analizę – jak wiadomo – Miłosz wciąż jest młodym i perspektywicznym zawodnikiem, który jeszcze w kilku kwestiach musi się doszkolić. Mówię tutaj o chociażby jego grze nogami, która na tą chwilę pozostawia jeszcze dużo pola do poprawy, aczkolwiek trzeba pamiętać, że jeszcze przed nim jest ogromna ilość meczów w karierze, więc liczę, że ten aspekt w końcu zostanie skorygowany, zwiększając przy tym potrzebne dla bramkarza Jagi umiejętności. Jestem zdania, że klub może podjąć ryzyko, dać mu szansę i zaufanie – którego będzie szczególnie potrzebował na starcie po powrocie z wypożyczenia. Wiele będzie również zależało od przyszłości Sławomira Abramowicza. Wierzę, że ta runda w wykonaniu Miłosza nie jest jednorazowym przypadkiem – tylko początkiem kariery, którą jako społeczność Jagiellonii będziemy bardzo dobrze wspominali.

Puentując postawioną przeze mnie tezę w tytule artykułu, uważam, że po powrocie do Jagiellonii powinien dostać szansę na pokazanie się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i nie mogę się doczekać, aż wszyscy ujrzymy jego fachowe interwencje na stadionie przy Słonecznej. Trzymajmy kciuki za jego odpowiednio poprowadzony rozwój.  

Wszystkie użyte w artykule materiały filmowe zostały stworzone dzięki udostępnionym na platformie YouTube skrótom spotkań od TVP Sport.

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *