Popucharowy dołek Jagiellonii

fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza
Miesiąc w piłce nożnej to naprawdę dużo. Po pokonaniu Lecha piłkarze Jagiellonii udali się na marcową przerwę na kadrę w świetnych nastrojach, a w Białymstoku odżyły nadzieję o obronieniu tytułu. Teraz natomiast, po miesiącu i serii gorszych wyników pojawiają się obawy, czy aby na pewno uda się utrzymać miejsce na podium oraz wywalczyć przepustkę do gry w europejskich pucharach.
Sytuacja wyjściowa Jagiellonii przed finiszem rozgrywek była wręcz komfortowa – strata jednego punktu do Rakowa, mając w perspektywie bezpośrednie starcie mogła rozbudzać apetyty – szczególnie pamiętając pierwsze spotkanie, w którym po niesłusznym karnym Medaliki wyszły na prowadzenie, a Duma Podlasia była dominującą stroną, choć koniec końców tylko zremisowała przed własną publiczność po wykorzystanym rzucie karnym w ostatniej akcji meczu. Niestety, po marcowej pauzie reprezentacyjne żółto-czerwoni zaczęli być stopniowo sprowadzani na ziemię. Najpierw przegrali w Gdańsku z pogrożoną w kłopotach finansowych i organizacyjnych Lechią, następnie (po niesłusznym golu dla rywala oraz masie niewykorzystanych okazji – warto o tym pamiętać) stracili u siebie punkty z Piastem, potem nastąpiło przełamanie po pięciu latach w Warszawie z Legią, a gdy już nadarzyła się szansa na zmniejszenie straty do lidera, to w lany poniedziałek chłodny prysznic zgotowało piłkarzom i kibicom Jagiellonii walczące o utrzymanie Zagłębie Lubin.
W międzyczasie Jagiellonia wygrała Superpuchar oraz rywalizowała w ¼ finału Ligi Konferencji, który był traktowany jako nagroda za dotychczasową przygodę w Europie i raczej nikt o zdrowych zmysłach nie wymagał od piłkarzy pokonania tego rywala. W pierwszym spotkaniu w Hiszpanii Duma Podlasia nieźle weszła w mecz, miała dobre 15-20 minut, próbowała grać odważnie i zachowywała swoją tożsamość. Mimo tego było widać na boisku róznicę klas, a rywal o takiej jakości ofensywnej błędów nie wybacza, co skończyło dwubramkowym zwycięstwem gospodarzy. Nikła zaliczka dawała nadzieję na szansę w rewanżu. Mimo remisu i odpadnięcia aktualni Mistrzowie Polski zostawili po sobie dobre wrażenie – najlepszym tego dowodem są komentarze kibiców Realu Betis pod postami klubu w mediach społecznościowych.
Muchas gracias @RealBetis por estos dos partidos, fue un placer visitaros en Sevilla y recibiros en Białystok🫡
Ahora no teneis elección, teneis que ganar la Conference League🤙
Buena suerte✊ pic.twitter.com/MALx62ZGWW— Jagiellonia Białystok (@Jagiellonia1920) April 17, 2025
Od tego momentu pozostała walka na jednym froncie. Przed meczem z Koroną – po raz pierwszy od rywalizacji ze Stalą Mielec na początku lutego – odstęp między spotkaniami wynosił więcej niż trzy dni – nie licząc przerwy na kadrę. Trener Adrian Siemieniec mógł więc się wreszcie skupić na detalach, na które nie miał czasu podczas ciągłych podróży, a i piłkarze mieli wydłużony czas na odpoczynek i regenerację. Niestety, jak dobrze wiemy, nie przełożyło się to na końcowy wynik w Kielcach. Żółto-czerwoni mimo szybkiego wyjścia na prowadzenie i kontrolowania gry przez pierwsze 30 minut, nie poszli za ciosem i nie podwyższyli wyniku. W konsekwencji rywal wraz z upływem czasu przejmował inicjatywę i odpowiedział trzema golami, a Jagiellonia miała duży problem z powrotem do meczu i nie potrafiła wykorzystać swoich pojedynczych momentów.
Budowanie zmienników i wymuszone zmiany
Sporym uproszeniem obecnej sytuacji wynikowej byłoby zrzucenie wszystkiego na karb zmęczenia sezonem i ilością spotkań w nogach piłkarzy. W życiu zawsze coś wynika z czegoś, pewnych rzeczy można uniknąć lub choć w pewnym stopniu zniwelować przyszłe skutki.
Trener Siemieniec zdążył przyzwyczaić kibiców w tym sezonie do wystawiania mniej-więcej przewidywalnego składu. Co prawda na początku sezonu, w okresie lipcowo-sierpniowym, w którym trzeba było łączyć ligę z rywalizacją w Europie, obserwowaliśmy jeszcze roszady na niektórych pozycjach, jednak po serii gorszych wyników było ich coraz mniej. Rotacji podlegały głównie skrzydła, a pozostałe zmiany najczęściej były powodowane urazami lub kartkami. Oczywiście zdarzały się przypadki, że sztab szkoleniowy potrafił zaskoczyć – chociażby wystawieniem środka pola z Listkowskim i Nguiambą w Kopenhadze – ale takie sytuacje należały raczej do rzadkości, i w przeważającej większości meczów trener decydował się na swój żelazny skład (chociażby w meczach pucharowych z II-ligowcami). W tym roku jedynym takim spotkaniem, gdzie Adrian Siemieniec postawił na kilku rezerwowych była rywalizacja z Cracovią, kiedy to w pierwszej „11” wyszedł Dusan Stojinović, Tomas Silva i Lamine Diaby-Fadiga, a na ławce znajdowali się ich konkurenci o miejsce w składzie.
Najbardziej eksploatowanym piłkarzem w tym sezonie jest Jesus Imaz. Hiszpan zagrał we wszystkich 52 spotkaniach w tym sezonie, 48 razy znalazł się w podstawowym składzie i w nogach ma rozegrane aż 4100 minut- a trzeba pamiętać, że mówimy o zawodniku 34-letnim, który po raz pierwszy w swojej karierze mierzy się z graniem co trzy dni i ponad trzy lata temu przeszedł ciężką kontuzję. Odnosząc się tylko do tej rundy, Imaz tylko raz rozpoczął spotkanie na ławce i 8 razy był zmieniany – dwukrotnie w przedziale 60-70 minuta, czterokrotnie w 70-80 i dwukrotnie w 80-90. Gorsza skuteczność, decyzyjność i błędy techniczne w pewnym stopniu biorą się z tego, że nie został w pewnym momencie odciążony, zresztą sam Hiszpan po meczu z Widzewem wspominał o zmęczeniu fizycznym i mentalnym, co w jego przypadku dziwić nie może.
Wiele zarzutów płynie też w ostatnim czasie w kierunku Afimico Pululu. Pomijając absurdalne oskarżenia względem chęci do gry i oszczędzania się przed potencjalnym letnim transferem, trzeba pamiętać, że Angolczyk jest drugim najczęściej grającym zawodnikiem z pola – łącznie uzbierał 3484 minuty. W całym sezonie opuścił tylko trzy spotkania, w tym jedno z uwagi na kartki, a pozostałe dwa przez drobny uraz – wszystko miało miejsce jeszcze jesienią. Zdecydowaną większość meczów Afi rozpoczynał od pierwszej minuty, z tym że zazwyczaj nie grał do końca – zaliczył tylko 11 występów przez 90 minut. W tym roku Pululu dwukrotnie zaczynał na ławce i rozegrał tylko pięć pełnych spotkań. Jednym z głównych atutów Afiego są jego warunki fizyczne, które potrafi świetnie wykorzystywać i skupiać na sobie uwagę rywali, czym tworzy wolne przestrzenie partnerom. Jest przy tym równie często faulowany – sędziowie nie gwiżdżą każdego faulu, ale trzeba też uczciwie przyznać, że czasami zdarza mu się zbyt wiele dodać od siebie. Ma to jednak taki skutek, iż jest mocno poobijany po spotkaniach i często można zaobserwować grymas bólu na jego twarzy – w ostatnim czasie coraz częściej. Przy takiej intensywności meczów i krótszym czasie na regenerację, musiało to się odbić na jego dyspozycji.
Afimico Pululu pewnie wykorzystuje rzut karny i Jagiellonia prowadzi w Kielcach 1:0! 🎯
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/BvKY9uYvae
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) April 27, 2025
Skoro jesteśmy przy napastnikach, wypada też wspomnieć, że mocno krytykowany w ostatnich tygodniach jest zmiennik Afimico Pululu, czyli Lamine Diaby-Fadiga, który – gdy otrzymywał szansę gry w tej rundzie – wyróżniał się głównie złymi decyzjami i marnowanymi sytuacjami. Tylko dwukrotnie w tym roku zagrał dłużej niż 30 minut – dwa występy od pierwszej minuty z Cracovią (70 minut) i Piastem (54 minut). Łatwo jest mu wytykać błędy, ale jeśli jego szanse ograniczają się do takich krótkich epizodów to nie może dziwić, że w tak krótkim czasie nie jest w stanie pokazać pełni swoich możliwości. Dodatkowo ostatnim trafieniem popisał się w listopadzie minionego roku, kiedy to zastępował swojego rywala w meczu ze Śląskiem. Wyliczanie mu dni i minut na boisku bez bramki nie ma większego sensu, jeśli nie gra regularnie i musi wyciskać maksimum z każdej okazji. Po wielu meczach w tej rundzie było widać, że odbija się to na jego psychice. Kiedy drużyna świętowała zwycięstwa, nie tryskał radością jak jego koledzy, tylko przeżywał swój nieudany występ. Dla porównania jego rywal o miejsce w składzie w tym roku błyszczał formą na europejskich boiskach, jednak w lidze nie strzelał regularnie i przez ponad dwa miesiące czekał na gola – od lutowego spotkania ze Stalą Mielec do rywalizacji z Koroną pod koniec kwietnia, czyli 9 meczów. Mimo tego wciąż występował regularnie w Ekstraklasie.
Na najniższym stopniu podium najczęściej eksploatowanych zawodników znalazł się Joao Moutinho – 3475 minut. Na początku sezonu w okresie lipcowo-sierpniowym podlegał rotacji, co wynikało z faktu, że jego forma w tamtym czasie była ruchoma i dopiero łapał rytm meczowy po dłuższym okresie bez gry. W okolicach września wszedł już na wysokie obroty, nie oddał miejsca w składzie i stał się pewnym punktem na lewej stronie defensywy. Grał praktycznie wszystko, a gdy go zabrakło pod koniec roku, trener Siemieniec szukał odpowiedniego zastępcy – zagrał tam wtedy Silva, Stojinović i Polak, a tylko dla tego ostatniego była to nominalna pozycja. W tamtym okresie na lewej obronie zapanował chaos, brakowało stabilizacji i jedynym zawodnikiem, który swoim występem nawiązał do formy prezentowanej przez Moutinho, był młodzieżowy reprezentant Polski w meczu z Olimpiją Ljubljana, gdzie pokazał się z dobrej strony (choć głównie w kwestiach defensywnych). W tym roku Portugalczyk gra praktycznie w każdym meczu, jeśli jest zdrowy – opuścił dwa spotkania z powodu grypy i raz pauzował za kartki. Tylko w pierwszym meczu tego roku nie zagrał pełnych 90 minut, gdyż trener ze względu na bardzo korzystny wynik chciał sprawdzić umiejętności chwilę wcześniej pozyskanego Enzo Ebosse – dla którego to nie była nominalna pozycja, ale zdarzało mu się tam występować w przeszłości. Moutinho należy do grona żołnierzy Adriana Siemieńca – najdobitniej pokazuje to fakt rozegranych minut, jak również to, że w tej rundzie łatał luki w innych miejscach defensywy wskutek urazów i braku alternatyw na ławce – z Lechem na prawej obronie i z Zagłębie jako stoper. Jego umiejętności defensywne, techniczne i waleczność są cenione przez szkoleniowca żółto-czerwonych. Portugalczyk nie jest jednak ze stali i coraz częściej w ostatnim czasie w okolicach 70 minuty widać, że łapią go skurcze – czas spędzony na boisku daje o sobie znać, a może mieć to znaczący wpływ na końcówkę sezonu.
João Moutinho o kibicach Jagiellonii:
„Dziś mogę powiedzieć, że w Białymstoku zaskoczyła mnie niesamowita kultura kibicowania. Nawet gdy występujemy na wyjeździe, czujemy wsparcie z trybun. Kibice Jagiellonii są najlepsi, jakich kiedykolwiek miałem.” pic.twitter.com/0jCIHOVqay
— Jakub Śliżewski (@jakub_slizewski) December 9, 2024
Pod koniec letniego okienka do klubu trafił zmiennik Moutinho, czyli Cezary Polak – uważany za jeden z większych talentów na tej jakże deficytowej dla polskiego futbolu pozycji, mogący również grywać jako półlewy stoper w formacji z piątką obrońców. W poprzednim sezonie był jednym z objawień rozgrywek drugiej ligi w barwach Kotwicy Kołobrzeg, co zostało dostrzeżone przez selekcjonera kadry U21 – zanotował 7 występów i wywalczył awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy, które tego lata zostaną rozegrane na Słowacji, a zawodnik Jagiellonii ma spore szanse znaleźć się w kadrze na turniej. Polak jest powszechnie ceniony za swoje warunki motoryczne. Wskutek posiadania mocnego konkurenta o miejsce w składzie, w tym sezonie rozegrał tylko 14 spotkań, z czego siedem od pierwszej minuty – sześć z nich w pełnym wymiarze czasowym. W tym roku wystąpił w pięciu meczach, trzykrotnie zaczynając w pierwszej „11”. Grywa głównie wskutek niedyspozycji swojego rywala lub jego pauzy za kartki, pozostałe dwa wejścia były spowodowane brakiem alternatyw na ławce i przesuwania jego konkurenta na inne pozycje w defensywie. Przygoda młodzieżowego reprezentanta Polski w Jagiellonii nie układa się na razie po jego myśli. Krąży wiele zarzutów względem jego gry z piłką przy nodze czy ustawiania się w defensywie. Z drugiej strony może odbić piłeczkę, że w ostatnich miesiącach nie miał zbyt wiele czasu i okazji na skorygowanie niektórych błędów poprzez treningi. Nie każdy zawodnik będzie drugim Norbertem Wojtuszkiem i z miejsca wkomponuje się w grę mistrzów Polski. Niektórzy potrzebują czasu, treningów i przede wszystkim zaufania ze strony trenera.
Tuż za podium najczęściej grających zawodników z pola uplasował się Mateusz Skrzypczak – 3425 minut. Jesienią do pewnego momentu był pewnym punktem defensywy, ale w październikowym starciu z Legią doznał urazu, który wykluczył go z gry na jakiś czas. Pech chciał, że przez to nie pojechał na swoje pierwsze w karierze zgrupowanie reprezentacji Polski. Szanse od losu wykorzystał Dusan Stojinović, wskakując w jego miejsce. Skreślany przez wielu, po otrzymaniu zaufania ze strony trenera stał się pewnym punktem obrony żółto-czerwonych. Niezła dyspozycja poskutkowała przedłużeniem umowy ze Słoweńcem do końca czerwca 2027 roku. Pod koniec roku do zdrowia powrócił Skrzypczak i zaczął być stopniowo wprowadzany do gry – w niektórych meczach tworząc duet stoperów z popularnym „Dule”. W tej rundzie Skrzypa gra praktycznie w każdym meczu – tylko spotkanie z Cracovią rozpoczął na ławce, ale i tak wszedł na ostatnie 30 minut, do tego przedwcześnie zakończył rywalizację z Zagłębiem wskutek zderzenia z Jarosławem Kubickim z pierwszej połowy, na szczęście skończyło się tylko na strachu. Przez zdecydowaną większość tego roku należał do pewnych punktów defensywy, co ponownie dostrzegł selekcjoner reprezentacji Polski, powołując go awaryjnie na marcowe zgrupowanie – niestety nie otrzymał nawet minuty mimo przeciętnego zestawu rywali i na debiut jeszcze sobie poczeka. W ostatnich meczach tak duża intensywność grania również zaczyna odbijać się również na dyspozycji Mateusza, bowiem prezentuje się coraz mniej pewnie. Jak pokazała poprzednia runda, Jagiellonia na ławce dysponuje całkiem solidną alternatywą na tą pozycję i może dziwić fakt, że Skrzypczak nie był w niektórych meczach oszczędzany. Oczywiście, Stojinović nie był przyspawany do ławki rezerwowych. Swoje szanse w tej rundzie otrzymał. Można wręcz powiedzieć, że należy do grona żołnierzy trenera Siemieńca, jeśli jest taka potrzeba wystąpi również na prawej obronie – ze zmiennym szczęściem.
Skrzydła są pozycją, która podlega względnej rotacji. Wynika to zapewne z faktu, że ci gracze są najbardziej narażeni na zmęczeni poprzez wykonywanie sprintów na wysokiej intensywności. Najwięcej minut spośród zawodników występujących na lewej lub prawej flance uzbierał Kristoffer Hansen – 2987 minut. W tej rundzie był w miarę możliwości rotowany i nie zawsze zaczynał od pierwszej minuty, jednak z jego formą w ostatnim czasie jest różnie, jego występy ograniczają się do pojedynczych pozytywnych momentów – jakiś niekonwencjonalny zwód, dogranie piłki w punkt lub próby wkręcenia futbolówki do bramki z rzutu rożnego. Norweg za kadencji Adriana Siemieńca poczynił duży progres w grze defensywnej i w zakładaniu pressingu, można powiedzieć że w tym aspekcie świetnie odnajduje się w systemie gry Jagiellonii – do tej kwestii nie można mieć większych zarzutów.
Tuż za plecami Hansena znajduje się Darko Churlinov, który ma rozegrane niecałe 200 minut mniej. W porównaniu z Norwegiem od meczu z Lechem wszystkie mecze zaczynał w pierwszym składzie, schodząc głównie w końcówkach – jeden pełny występ. Zdecydowanie jest to skrzydłowy, który w ostatnich tygodniach prezentuje w miarę równą formę i można nawet rzec, że jest najlepiej dysponowanym zawodnikiem z formacji ofensywnej. Oczywiście, może niekiedy irytować o jednym dryblingiem za dużo, czy szeroką pojętą decyzyjnością, ale nie można mu odmówić, że w meczach z trudnymi rywalami w tym sezonie po prostu dowozi. Swoją przebojowością, nieobliczalnością oraz zawziętością kupił sobie aprobatę wielu kibiców. Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, iż w ostatnich dwóch sezonach grał bardzo mało, na co miały wpływ urazy oraz sepsa, która wdarła się do jego organizmu i wykluczyła go z gry na wiele miesięcy. Nawet pomijając ten fakt jest to jego najintensywniejszy sezon w jego karierze i nigdy wcześniej nie grał tak dużo. Najdobitniej o tym niech świadczy to, że Jagiellonia jest klubem, w którym rozegrał najwięcej spotkań w swojej seniorskiej karierze, a jest tu tylko niespełna rok.
Darko Churlinov w ważnych meczach w tym sezonie:
🆚 FC Kopenhaga (2:1) – zwycięski gol ⚽
🆚 Lech (2:1) – napędził kontrę, po której padł zwycięski gol
🆚 Legia (1:0) – zwycięski gol ⚽
🆚 Real Betis (1:1) – gol na wagę remisu ⚽Specjalista.pic.twitter.com/sKoI3UO5FD
— Jakub Śliżewski (@jakub_slizewski) April 17, 2025
Mikiego Villara można traktować w kwestiach zadaniowca na pozycji skrzydłowego. Umieszczanie go w takiej kategorii nie jest żadną ujmą, bo większość raczej jest świadoma jego ograniczeń. Nie jest to zawodnik, który będzie robił różnicę w ofensywnie swoimi zagraniami. ale może być przy tym świetnym graczem systemowym, nieźle wywiązującym się z zadań defensywnych i zakładania pressingu. Przed sezonem mało kto liczył, że będzie odgrywał kluczową rolę w Jagiellonii, 3 gole i 7 asyst to jednak bardzo solidny wynik. Pewnie w niektórych meczach jego obecność od pierwszej minuty mogła dziwić, ale najwidoczniej był to jakiś szerszy element strategii trenera albo po prostu zmiana, która miała na celu oszczędzenie któregoś ze skrzydłowych.
Jednym z pozytywnych zaskoczeń tej rundy jest Oskar Pietuszewski. Zawodnik, o którym od dłuższego czasu mówi się, że ma wielki talent, jednak w poprzednim roku zmagał się z kontuzjami. Szanse debiutu w seniorskiej piłce otrzymał w Amsterdamie i na pewno zapamięta tą chwilę do końca życia, mimo tego że Jagiellonia tego dnia przegrała. Jesienią zaliczył jeszcze dwa epizody pod koniec rundy. Podczas zimowego zgrupowania zaprezentował się na tyle dobrze w treningach oraz sparingach, że wraz ze startem rundy zaczął otrzymywać w miarę regularne szanse – najczęściej z ławki rezerwowych. Wejścia w drugich połowach często opierały się na pojedynczych i nieco chaotycznych zrywach, nie można mu jednak było zarzucić, że uciekał od gry i nie chciał mieć piłki przy nodze. Zdarzało mu się wykreować groźną okazję – zmarnowana sytuacja Churlinova z Piastem, czy również wywalczyć karnego w Pucharze Polski z Legią – niestety sędziowie byli innego zdania, co po fakcie okazało się to kosztownym w skutkach błędem. Dwukrotnie rozpoczął mecz od pierwszej minuty i trzeba powiedzieć, że były to niezłe spotkania w jego wykonaniu. Grał bardziej uporządkowanie, umiejętnie wykorzystywał swoją szybkość, czy też potrafił wymanewrować rywala, co kończyło się faulami i w jednym przypadku czerwoną kartką dla Sampera w rywalizacji z Dumą Koziego Grodu. W ostatnim czasie jednak trener rzadziej korzysta z jego usług, wpuszczając go raczej na końcówki. Wskutek zmęczenia sezonem u wielu graczy, świeżość 16-latka mogłaby być atutem w ofensywnych poczynaniach żółto-czerwonych.
Wypożyczenie Ediego Semedo – podobnie jak letni transfer Petera Kovacika – można ocenić jako ruch na sztukę, tym bardziej że trafił do klubu po okresie, kiedy było można zgłaszać graczy do Ligi Konferencji. Jednym z priorytetów na zimowe okienko był transfer skrzydłowego, jednak po urazie Diegueza skupiono się na pozyskaniu jakościowego stopera z lewą nogą. Głównym atutem Semedo jest szybkość, którą ciężko wykorzystać w systemie gry Jagiellonii. W ataku pozycyjnym słabo się odnajduje, w defensywie wygląda to jeszcze słabiej. Będzie to raczej zawodnik, który zostanie zapamiętany z udziału w akcji bramkowej, która dała zwycięstwo z Lechem, jak również nie daje większych podstaw do wykupienia go z cypryjskiego Arisu Limassol.
Do momentu kontuzji jednym z najbardziej eksploatowanych zawodników był Michal Sacek – do tego czasu był również graczem, który zaliczył najwięcej spotkań za kadencji trenera Adriana Siemieńca. Świetnie w roli zastępcy Czecha spisuje się jednak Norbert Wojtuszek, który dołączył do drużyny zimą. Uważano, że to ruch bardziej pod kątem przyszłości i nie spodziewano się, że tak szybko będzie musiał wejść w buty jednego z najlepszych prawych obrońców w Ekstraklasie. Były zawodnik Górnika dopiero pod koniec zeszłej jesieni zaczął występować na tej pozycji. Łukasz Masłowski w jednym z wywiadów wspomniał, że miał go na radarze od czasów wypożyczenia do GKSu Tychy i już w tamtym okresie widział w nim materiał na prawego defensora. Jego niezła gra z piłką przy nodze sprawia, iż dobrze odnajduje się w niektórych fragmentach meczu jako środkowy pomocnik w fazie ofensywnej – sporą część kariery występował na tej pozycji. Jednak częstotliwość występów parę razy w tej rundzie dała mu się we znaki. Dokuczały mu kontuzje mięśniowe i w jego miejsce musiał wskoczyć Dusan Stojinović, Tomas Silva, a nawet w jednym przypadku Joao Moutinho. Jeśli jednak Wojtuszkowi nic nie dolega, to jest zdecydowanym pewniakiem do składu, gdyż Michal Sacek wciąż dochodzi do zdrowia po kontuzji pachwiny, i mimo że trenuje indywidualnie, być może już go nie zobaczymy w żółto-czerwonych barwach – jego umowa wygasa wraz z końcem sezonu.
W tej rundzie rywalizacja w środku pola rozgrywa się głównie między trzema zawodnikami – Tarasem Romanczukiem, Leonem Flachem i Jarosławem Kubickim. Kapitan Jagiellonii na początku rundy wracał do pełni sprawności po urazie, którego doznał podczas listopadowego zgrupowania reprezentacji Polski. Najpierw był wprowadzany do gry z ławki, później pojawiły się występy od pierwszej minuty, ale po 60-65 minut, a od meczu z Lechem występuje od deski do deski. Obecnie to pewniak do gry w pierwszym składzie – końcówka poprzedniego roku pokazała, jak jest ważnym zawodnikiem w układance trenera Siemieńca i jak zespół funkcjonuje (a raczej nie funkcjonuje) pod jego nieobecność.
F;ach rozpoczął rundę w podstawowym składzie – jako „6”, wraz z powrotem Taras został przesunięty na „8”. Grał regularnie, niekiedy był poddany rotacji, a w jego miejsce wchodził Jarosław Kubicki. Na początku kwietniowego spotkania z Legią doznał urazu i na razie nie powrócił do gry – trzeci mecz z rzędu poza kadrą meczową. Jarek balansuje na granicy pierwszego składu i ławki rezerowych – raczej jako jeden z pierwszych do wejścia.
Inaczej wygląda sytuacja Tomasa Silvy, który był jednym z wygranych zimowego obozu przygotowawczego – nie przełożyło się to jednak na odpowiednią ilość minut. Dwukrotnie zagrał w pierwszym składzie, z tym że jeden z tych występów był na prawej obronie – wskutek urazu Wojtuszka i Ebosse, którego na środku obrony musiał zastąpić Stojinović. Trener w jednym z wywiadów powiedział, że widzi w Portugalczyku środkowego pomocnika – idąc więc za opinią szkoleniowca żółto-czerwonych, na swojej nominalnej pozycji wystąpił tylko raz. Najczęściej jego występy ograniczają się do wejścia z ławki i to nie w każdym meczu – 5 razy nie podniósł się z niej, a raz wskutek urazu był poza kadrą. Trener mistrzów Polski zapytany przez przedstawiciela naszej redakcji na konferencji po meczu z Piastem o brak występu Silvy, powiedział że jest to wewnętrzna sprawa między nim a zawodnikiem – od niego tylko zależy, ile tych minut będzie dostawał. Można gdybać, że chodzi o jego sytuację zdrowotną i podejście do treningów. niemniej jednak wobec ostatniej absencji Flacha i urazu Kubickiego ze spotkania z Koroną – nie wiadomo na ile poważnego i czy możliwy będzie jego występ w następnym meczu – trener może zostać zmuszony do postawienia na Portugalczyka.
Skuteczność, stałe fragmenty gry i punkty oczekiwane
W ostatnich gorszych wynikach można przyczepić się do skuteczności. W meczu z Lechią, mimo straconej bramki, były okazje ku temu by otworzyć wynik czy nawet doprowadzić do wyrównania – strzał głową niepilnowanego na piątym metrze Churlinova po rzucie rożnym lub sytuacja z końcówki, gdzie skiksował Flach, a Diaby – Fadiga nie trafił w piłkę i w konsekwencji sfaulował rywala. Spotkanie z Piastem zaczęło wymykać się spod kontroli po błędzie sędziego, który nie odgwizdał faulu na Kubickim w środku i rywal po kontrze strzelił efektowną bramkę na wagę remisu. Nie zmienia to faktu, że Jagiellonia mogła jeszcze w kilku sytuacjach zdobyć zwycięską bramkę – dogodne sytuacji zmarnowali Churlinov, Imaz i Pululu, a jeszcze przy prowadzeniu 1:0 Diaby – Fadiga. Rywalizacja z Zagłębie przyniosła zasłużoną porażkę – rywal skutecznie wciągnął mistrzów Polski w swoją grę i kontrami wypunktował. Najlepszym dowodem, że nie był to udany dzień w wykonaniu piłkarzy Dumy Podlasia, była sytuacja z rzutem karnym dla rywala, kiedy to Imaz najpierw stracił piłkę, po czym Miedziowi ruszyli do ataku i wywalczyli „11”, następnie Abramowicz obronił, ale sędzia nakazał ją powtórzyć ze względu na zbyt wczesne wejście w pole karne Hiszpana – z ponowną próbą nie poradził sobie bramkarz Jagi. W Kielcach za to żółto-czerwoni nie wykorzystali swoich momentów – zmarnowane okazjae Kubickiego i Romanczuka w pierwszej połowie przy stanie 0:0, strzał Pululu zamiast podania do lepiej ustawionego partnera przy prowadzeniu rywala 2:1 i zmarnowana setka Imaza z końcówki, która mogła pomóc złapać kontakt. Symptomatyczne też jest to, że Jaga kolejny raz wyszła na prowadzenie, ale po 30 minutach straciła kontrolę nad meczem i rywal po dośrodkowaniach w pole karne zdobył dwie bramki – zresztą obrona przy wrzutkach w pole karne jest w tym sezonie jedną z bolączek Jagiellonii.
W ostatnich 10 meczach @Jagiellonia1920 tylko raz zdobyła więcej niż jednego gola w spotkaniu. Wychodzą trudy dłuuuugiego sezonu:
Widzew – 1 (gol)
Cercle – 0
Lech – 2
Lechia – 0
Wisła – 1
Piast – 1
Betis – 0
Legia – 1
Betis – 1
Zagłębie – 1#JAGZAG— Michał Łupiński (@michlups) April 21, 2025
Optymizmem pod kątem następnych spotkań może napawać fakt, że aktualni mistrzowie Polski dochodzą do sytuacji, ale są nieskuteczni. Można wierzyć, iż sytuacja się odwróci i wreszcie zacznie wpadać. Z drugiej strony na kwestię decyzyjności o strzale, jego jakości lub timingu może mieć wpływ kwestia zmęczenia piłkarzy i należy zaufać w tygodniowe cykle przygotowawcze na finiszu sezonu, które dadzą trochę wytchnienia po trudach gry co trzy dni.
Do jednego z głównych problemów Jagiellonii w tym sezonie należą też stałe fragmenty gry – zarówno w ofensywie, jak i defensywie, cytując selekcjonera Nawałkę. Zespół traci wiele bramek ze stojącej piłki, w wielu przypadkach zdarza się, że rywal dysponuje wyższymi graczami przy tym elemencie gry i skutecznie potrafi to wykorzystać – żółto-czerwoni są czwartym najniższym zespołem w lidze. Przekłada się to również na skuteczność pod polem karnym rywala – w lidze tylko raz udało się trafić do siatki rywala po rzucie rożnym – Taras Romanczuk z GKSem i raz po dośrodkowaniu z rzutu wolnego – Mateusz Skrzypczak z Widzewem. Te dwa spotkania zakończyły się jednobramkowym zwycięstwem Jagi i dały w sumie sześć punktów, które mogą się w końcowym rozrachunku okazać bezcenne . W tym sezonie mistrzowie Polski nie potrafią uczynić z tego zagrania skutecznej broni, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy zespołowi nie idzie wstrzelenie się z gry, a szans z rzutów rożnych co mecz jest całkiem sporo – największe zagrożenia tworzą centry Hansena, który próbuje bezpośrednio wkręcić piłkę do bramki lub sporadyczne odbicia, po których dochodzi do strzału. Czy jest to spowodowane brakiem odpowiedniego egzekutora po odejściu Bartłomieja Wdowika? Trudno jednoznacznie stwierdzić, natomiast faktem jest, że podczas tego intensywnego sezonu nie było zbyt wiele okazji, żeby przetrenować ten element gry i wdrożyć jakieś nowe schematy. Miejmy nadzieję, że w końcówce rundy, gdy tego czasu między meczami jest trochę więcej, uda się popracować nad tym aspektem gry, żeby zwiększyć swoją szansę na powodzenie.
Kolejną kwestią jest tabela punktów oczekiwanych. Według WyScouta Jagiellonia na tym etapie sezonu powinna mieć około 12-13 punktów mniej niż w rzeczywistości (dane po 29. kolejce). Oznacza to, że w wielu spotkaniach na styku lub takich, w których rywal dochodził do dogodniejszych albo po prostu większej liczby sytuacji, drużyna Adriana Siemieńca potrafiła odnieść korzystny wynik. Jesienią było wiele spotkań do których Jagiellonia podchodziła ekonomicznie, nie forsowała tempa i była do bólu skuteczna – chociażby wygrana z Piastem, Motorem lub Górnikiem. Czasami to ograniczało się do szczęścia i gorszej skuteczności rywala – chociażby tegoroczne spotkania z Widzewem, Wisłą czy Legią, kiedy udało się odnieść zwycięstwo, mimo tego, że przeciwnik potrafił dochodził do dobrych okazji, ale spektakularnie je marnował, a niekiedy świetnie na linii prezentował się Abramowicz.
tabela ESA wg xPts pic.twitter.com/cUdpdNJ057
— mgr soccer OSINT & hindsight research (@fid8) April 22, 2025
Kwestie mentalne
Rywalizacja w Europie, szczególnie rewanżowe starcie z Realem Betis pokazało, że piłkarze Jagiellonii są w stanie wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, przekraczając granice dotąd (dla niektórych z nich) nieosiągalne. Takie spotkania wiążą się ze sporym ładunkiem emocjonalnym – zwłaszcza dla drużyny, której członkowie mają niewielkie doświadczenie na takim poziomie.
Europejskie przygody innych polskich drużyn wielokrotnie pokazywały, że nie zawsze łatwo jest się zmotywować na spotkanie ligowe – chociażby z przykładowym Zagłębiem Lubin, kiedy trzy dni wcześniej grało się z klasowym rywalem i próbowało nawiązać się z nim równą walkę – ładunek emocjonalny obu tych rywalizacji jest całkowicie odmienny. Po takich starciach rolą trenera jest odpowiednie nastawienie swojej drużyny, żeby już na starcie nie poczuła się lepsza od przeciwnika i go nie zlekceważyła – wierzyła w swoje umiejętności, ale wiedziała, że bez odpowiedniego podejścia i zaangażowania nie osiągnie korzystnego rezultatu.
W Wielki Czwartek w okolicach godziny 21 Jagiellonia zakończyła zmagania w Lidze Konferencji, osiągając historyczny wynik dla klubu. Na przestrzeni miesięcy gry w Europie wielu piłkarzy pokazało się z dobrej strony i zwróciło uwagę innych, lepszy i bogatszych marek. Dla części z nich może to być jedyna taka przygoda, stanowiąca podsumowanie kariery, a dla niektórych dopiero pierwszy krok w poważnej, europejskiej piłce.
Od tego momentu drużynie pozostało sześć ligowych spotkań i szansa na obronę tytułu w lidze, mimo czteropunktowej straty do lidera – w zanadrzu było jeszcze bezpośrednie starcie z Rakowem. Los uśmiechnął się do żółto-czerwonych i w Wielką Sobotę tenże Raków poniósł swoją pierwszą ligową porażkę na wyjeździe w tym sezonie. Nadarzyła się szansa na zmniejszenie straty do jednego oczka – warunkiem było zwycięstwo z walczącym o ligowy byt Zagłębiem Lubin. Na dodatek mecz miał się odbyć w Białymstoku, czyli twierdzy drużyny, w której ostatni raz musiała uznać wyższość rywala w sierpniu minionego roku, a przez całą edycję Ligi Konferencji nie przegrała żadnego spotkania – cztery zwycięstwa, dwa remisy – scenariusz marzeń. Spotkanie rozpoczęło się perfekcyjnie – od gola w pierwszym kwadransie, ale następnie zabrakło dociśnięcia rywala i pójścia za ciosem po kolejne bramki – skutkiem było wyrównanie po wykorzystaniu wysoko ustawionej obrony. Rywal osiągnął zamierzony rezultat na trudny terenie, momentami było to po prostu widać – długie wznawianie gry od bramki lub przeciąganie wyrzutów z autu. Mistrzom Polski nie było to na rękę – w drugiej połowie liczniej ruszyli do ataku i w końcówce otrzymali za to dwa ciosy w postać kontr od rywala.
Była to kolejna porażka w tym sezonie z drużyną walczącą o utrzymanie – na początku lutego w Mielcu ze Stalą (1:2) i pierwsze spotkanie po przerwie na kadrę z Lechią (0:1). Jeśli dorzucimy do tego remis w Krakowie, mimo dwubramkowego prowadzenia, remis z Piastem po festiwalu nieskuteczności i błędzie sędziego, a także ostatnią klęskę w Kielcach, zbierze się pokaźne grono straconych punktów i niewykorzystanych szans na lepszą pozycję w tabeli – a przecież zwykło się mówić, że to właśnie w spotkaniach z dołem tabeli zdobywa się tytuły. Może to o tyle dziwić, że Jagiellonia w tym roku radzi bardzo dobrze z rywalami z czołówki tabeli – zwycięstwo z Lechem wywalczone ostatkami sił i wygrana z Legią. Daleki jestem od szukania teorii spiskowych i zarzucania piłkarzom braku zaangażowania, ale w tej rundzie wyraźnie widoczny jest problem w meczach, w których to Jagiellonia jest zdecydowanym faworytem. Nie da się wszystkiego zrzucać na gorszy dzień, jeśli powtarza się to wielokrotnie. Różnica mentalna w podejściu do rywala jest zauważalna.
Mecze w 2025, w których Jagiellonia utraciła prowadzenie:
Stal Mielec 1:0 ➡️ 1:2, 8 minut
Cracovia 2:0 ➡️ 2:2, 34 minuty
Legia 1:0 ➡️ 1:3, 23 minuty
Piast 1:0 ➡️ 1:1, 40 minut
Zagłębie 1:0 ➡️ 1:3, 14 minut
Korona 1:0 ➡️ 1:3, 21 minut 🆕Widoczny problem z kontrolą wyniku,… pic.twitter.com/BpegwNfxnM
— Jakub Śliżewski (@jakub_slizewski) April 27, 2025
Z czego się to wszystko wzięło?
Przechodząc powoli do podsumowania, głównym grzechem Jagiellonii w tej rundzie był brak rotacji. Imaz, czyli najczęściej grający zawodnik zdiagnozował ten problem już na początku marca, kiedy wspominał o swoim zmęczeniu fizycznym i mentalnym. Wołanie o pomoc Hiszpana nie zostało jednak wysłuchane – od tego momentu tylko dwa razy nie zagrał pełnych 90 minut i został zmieniony odpowiednio w 74. minucie meczu z wyjazdowego spotkania z Realem Betis i 81. w rywalizacji z Legią. Poobijany Afimico Pululu miał problemy z dokończeniem meczu w Kielcach i coraz częściej zaczął przegrywać pojedynki fizyczne, Hansen zgubił formę, Moutinho łapią skurcze po 70 minutach gry, a dwóch regularnie grających środkowych pomocników w krótkim czasie wypadło z urazami – Flach i Kubicki. Efekt jest taki, że na finiszu rozgrywek, kiedy liderzy tego zespołu są potrzebni, większość z nich nie jest w stanie pomóc tej drużynie, gdyż brakuje im sił albo są niezdolni do gry. Rezerwowi w postaci zablokowanego strzelecko Diaby – Fadigi i Silvy nie zostali zbudowani przez odpowiednią ilość szans w większym wymiarze.
Zmęczenie piłkarzy odbija się na ich decyzyjności, dokładności zagrań, timingu i jakości strzału. Te rzeczy rzucały się w oczy podczas ostatnich spotkań – chociażby brak podania Pululu do lepiej ustawionego partnera przy stanie 2:1 dla Korony czy niedokładne zagrania Imaza – po jednym z nich poszła kontra w meczu z Zagłębiem, po której był rzut karny.
Skuteczność ze stałych fragmentów i indywidualny rozwój niektórych zawodników można zrzucić na małą ilość jednostek treningowych przy obowiązku ciągłej podróży po Europie, która ograniczyła się głównie do rozruchu i regeneracji po meczach oraz podróży.
Cztery finały
Trudy ostatnich miesięcy odbijają się na drużynie. Sztab szkoleniowy na czele z Adrianem Siemieńcem zebrał w tym sezonie pokaźne doświadczenie pod kątem przyszłości w kwestii zarządzania składem, podejścia do rezerwowych i innych istotnych spraw przy grze co trzy dni. Jagiellonia w całej kampanii 2024/25 rozegra w sumie 56 spotkań, nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się wziąć udziału w takiej ilości meczów – i to pomijając kwestie intensywności, jakości rywali oraz przemieszczania się po Europie. To czego dokonał ten klub w ostatnich dwóch latach jest godne podziwu i na zawsze zapisze się w pamięci kibiców oraz na kartach historii. Jesteśmy świadkami najlepszego okresu w prawie 105-letniej historii.
Latem drużynę czeka spora przebudowa. Niektóry graczom kończą się kontrakty lub wypożyczenia, nie każdy z nich zostanie w Białymstoku. Inni w tym sezonie pokazali się na europejskim podwórku z tak dobrej strony, że istnieją spore szansę na to, iż klub otrzyma za nich oferty nie do odrzucenia i po prostu będzie trudno ich utrzymać. W kwestii letniej budowy drużyny, kluczowy aspekt może odegrać fakt ponownej kwalifikacji do gry w rozgrywkach europejskich. Jagiellonia w ostatnich miesiącach zyskała większą rozpoznawalność, uwiarygodniła się jako projekt sportowy, który pod okiem Adriana Siemieńca potrafi zbudować młodego zawodnika, odpowiednio wykorzystać doświadczonego lub w przypadkach graczy na zakręcie, dać im szanse na odbudowanie się, nawet jeśli taki ktoś przychodzi do klubu tylko na krótkie wypożyczenie. Obrona miejsca na podium jest w rękach i nogach piłkarzy – wciąż jeszcze aktualnych mistrzów Polski. Pozostały cztery spotkania, cykl przygotowań do meczu wydłużyły się do tygodnia i trzeba pokładać wiarę w to, że sztab medyczny i szkoleniowy zrobi wszystko co w ich mocy, żeby ta drużyna na finiszu rozgrywek wspięła się na wyżyny swoich umiejętności i spróbowała przekroczyć granicę, o której to trener Siemieniec zwykł mawiać, że istnieje tylko w naszej głowie. Zrobiła to już przecież nieraz, mimo że wielokrotnie była skreślana.
Szacunek za tak doglebna analize. Czytalo sie z przyjemnoscia.
Mysle ze ostatecznie najwieksze znaczenie ma w naszym przypadku mental. Osobiscie jeszcze przed meczem z Zaglebiem chcialem zeby trener wystawil znacznie przebudowana pierwsza jedeneastke wlasnie z powodu mentalu – moim zdaniem nie da sie drugi raz zmobilizowac na mecz z Zaglebiem po meczu z Betisem. Dlatego za to nie mam pretensji ani do pilkarzy ani do trenera.
W przeciwienstwie do zawodnikow pierwszego skladu, dla zmiennikow wyjscie w pierwszym skladzie w Poniedzialek Wielkanocny, przy zapelnionych trybunach byloby nagroda.
Nawet gdybysmy przegrali czy zremisowali czy dali sie wciagnac w kopanine Zaglebia to co? Zawsze mamy jeszcze 5 zmian w zanadrzu zeby cos zmienic.
Szkoda, naprawde tamtego meczu szkoda. Tam mozna i trzeba bylo zrotowac, co pozwoliloby na ogromnie wieksze pole manewru w kolejnych meczach sezonu.