Mecz bez hamulców, odpięte wrotki. Jagiellonia zremisowała z Celje.
28-11-2024
fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza
Cóż to była za wymiana ciosów. 6 bramek zobaczyli widzowie w meczu Celje – Jagiellonia. W pojedynku mistrzów Słowenii oraz Polski padł remis 3:3.
Już widząc wyjściowe składy byliśmy nieco zaskoczeni dwoma decyzjami Adriana Siemieńca. Pierwsza, mniej niespodziewana, to obecność Lamine’a na prawym skrzydle. Owszem był tam przymierzany już wiele tygodni temu, ale ostatecznie zagrał tam tylko raz, kilkadziesiąt minut z Rakowem. Druga była już naprawdę niespodziewana, gdyż miejsce na lewej obronie zajął Tomas Silva. Obawialiśmy się, iż uraz z ligowej potyczki ze Śląskiem może wykluczyć Moutinho, ale byliśmy spokojni o dyspozycję Czarka Polaka. Trener jednak postawił na nietypowe rozwiązanie i umieścił Silvę bardzo podobnie do schematów, które proponował Pep Guardiola ustawiając innego portugalskiego prawego obrońcę – Joao Cancelo – na stronie przeciwnej. W drużynie Mistrzów Słowenii małą niespodzianką był brak nominalnego snajpera, ale taka decyzja miała swoje podłoże – Edmilson był jedynym zdrowym snajperem w całej kadrze pierwszego zespołu, a trener Riera chciał ustawić zespół z naciskiem na zawodników technicznych.
W dyskusjach między kibicami oraz w programach przedmeczowych przewijały się opinie o tym, że zobaczymy otwarty, ofensywny mecz. Takie starcia rządzą się swoimi prawami i najczęściej wygrywają je skuteczniejsi. Niestety to Jagiellonia jako pierwsza musiała wyciągać piłkę z siatki, a zrobiła to już w 7 minucie, kiedy po zamieszaniu w polu karnym piłkę z najbliższej odległości do bramki skierował kapitan Zec. Na gola gospodarzy mogliśmy odpwoeidzieć błyskawicznie, ale Darko Churlinov trafił w słupek. Nie minęło 5 minut i kibice zobaczyli kolejną dogodną sytuację bramkową. Tym razem spróbował Aljosa Matko, którego w sytuacji sam na sam znakomicie zatrzymał Sławek Abramowicz. Podobną sytuację po drugiej stronie boiska miał Churlinov, ale zamiast strzelać, chciał podciąć piłkę nad bramkarzem co sprawiło, że obrońca zdołał w porę ją zatrzymać. Jagiellonia szła za ciosem i po znakomitym rajdzie prawą stroną Diaby-Fadiga wywalczył rzut karny, który został obroniony przez Stubljara, ale na tyle pechowo, że Pululu zdołał wykorzystać okazję na dobitkę i rehabilitując się wyrównał stan meczu.
Schodząc na przerwę obie drużyny mogły czuć niesmak oraz ulgę. Nikt nie miałby pretensji jeśli do przerwy byłoby 2:2, 2:1 czy 1:2, bo okazji nie brakowało. W przypadku Celje taki scenariusz był zadowalający, bo ich gra tak po prostu wygląda. Adrian Siemieniec preferuje jednak większy spokój w tyłach i to pewnie powtarzał w szatni. Spokoju niestety nie było, bo Celje szybko stworzyło kapitalną okazję, której nie wykorzystał Svetlin, a chwilę później zagrali szybki atak wzorowo wykończony przez Nieto. Słoweńcy podobnie jak na początku meczu wrzucili nas na piłkarski „bęben”, z którego długimi fragmentami nie potrafiliśmy się wydostac. Problem sprawiała wymiana 2-3 podań na połowie Celje, a na domiar złego gospodarze byli lepsi i sprytniejsi w sytuacjach stykowych, które otwierały wolne przestrzenie w naszej defensywie. Słoweńcy mogliby na naszej połowie sobie rozłożyć stolik piknikowy, rozpalić grilla i nadal mieliby piłkę pod kontrolą.
Przełom następił w 70 minucie. Jagiellonia wreszcie znalazła trochę wolnej przestrzeni, którą wywalczył Churlinov. Znakomicie oszukał rywala balansem ciała, otworzył szansę Hansenowi, ten zagrał na prawo do rozpędzonego Imaza, a Jesus biegnąc przy narożniku pola karnego huknął ile siły w nogach i zmieścił piłkę pod poprzeczką. Kompletnie niezasłużyliśmy na wyrównanie, ale patrząc ile punktów w przeszłości straciliśmy stojąc na miejscu Celje, jakoś nie będziemy narzekać. Mało tego, będziemy skakać ze szczęścia, bo 7 minut później najpierw Tomas Silva wykonał interwencję meczu zgarniając Brniciowi piłkę na autostradzie do bramki, a z tej akcji następnie strzeliliśmy gola na 3:2 po bardzo dobrej współpracy Pululu, Imaza i Hansena.
Zwrotom akcji nie było końca. Jagiellonia nie zdążyła ochłonąć po zdobytej bramce, a już Abramowicz został pokonany. Szkopuł w tym, że nie po strzale Celje, a po kuriozalnym zachowaniu Diegueza. Piłka została wstrzelona w pole karne, leciała idealnie do koszyczka Sławka, ale Adrian taplając się w podbramkowym błotku odbił piłkę obok naszego bramkarza. To była ostatnia bramka w tym zwariowanym meczu. Z jednej strony nie możemy narzekać, bo Celje długimi fragmentami było lepsze, ale za to my byliśmy konkretniejsi. Fakt jest jeden – Taras Romanczuk i długo długo nikt. Tak wygląda hierarchia naszych defensywnych pomocników. Dzisiaj obie drużyny zaprezentowały happy football bez zahamowań, ale jesteśmy pewni że z Tarasem Celje nie miałoby aż tak dużo miejsca. Mimo wszystko warto docenić, że to już 14 mecz z rzędu bez porażki, a do Top 8 LK brakuje nam 2 lub 3 punktów i kolejny mecz z Mladą Boleslav zagramy właśnie o awans do 1/8 finału Ligi Konferencji.
Celje 3:3 (1:1) Jagiellonia Białystok
7’ Zec, 54’ Nieto, 80’ Dieguez (s) – 34’ Pululu (k), 70’ Imaz, 77’ Hansen
Celje: Stubljar – Nieto, Nemanić, Zec (c), Karnicnik – Svetlin, Seslar, Zabukovnik – Matko, Brnić, Kvesić
Jagiellonia: Abramowicz – Sacek, Stojinović, Dieguez, Silva (87’ Skrzypczak) – Kubicki (68’ Nene), Nguiamba – Diaby-Fadiga (57’ Hansen), Imaz (c), Churlinov (87’ Listkowski) – Pululu (87’ Villar)
Żółte kartki: Nemanić, Nieto – Churlinov, Nguiamba
Sędzia: Allard Lindhout (Holandia)