Jagiellonia nie szuka wymówek… a mogłaby

fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza

Taras Romanczuk jest kolejnym zawodnikiem w tym sezonie, którego uraz wykluczył z gry na jakiś czas. Zwiększona dawka spotkań i skrócony czas regeneracji, odbija się na zdrowiu, ale nie na dyspozycji meczowej Jagiellończyków, którzy są aktualnie niepokonani od 12 spotkań.

Wraz z końcowym gwizdkiem ostatniego meczu poprzedniego sezonu było wiadomo, że Jagiellonię w nadchodzących rozgrywkach czeka gra co trzy dni co najmniej do końca sierpnia, czyli walka na dwóch frontach, w Ekstraklasie i w elimanacjach do fazy ligowej europejskich rozgrywek. Po pierwszym wygranym dwumeczu z litewskim FK Panevėžys w ramach kwalifikacji do Ligi Mistrzów było wiadome, że w najgorszym wypadku świeżo upieczeni mistrzowie zagrają w Lidze Konferencji, a ich przygoda w Europie przedłuży się do końca grudnia. Od tamtej chwili klub wszedł do rywalizacji co trzy dni już na trzech frontach, ponieważ od końca października startuje także w Pucharze Polski. Jak pokazują ostatnie tygodnie, wychodzi mu to nie najgorzej – niezapomniany wieczór w Kopenhadze czy zwycięstwo po pełnej dominacji nad norweskim Molde FK na długo pozostanie w pamięci wszystkich osób, którym dobro Jagiellonii leży na sercu.

Taka rywalizacja „co trzy dni” ma jednak swoją specyfikę – zawsze wiąże się z mniejszą ilością treningów i większą ilością podróży. Piłkarze zwykli mawiać, że wolą rozgrywać spotkania niż trenować, jednak jeśli skonfrontuje się to z rzeczywistością, na dłuższą metę może być to męczące dla ciała i głowy. Oczywiście to nie są lata 90, że piłkarze nie wiedzą przykładowo, że trzeba dbać o sen – odpowiednie osoby w sztabie pierwszej drużyny kontrolują tą kwestię w trakcie sezonu, jak i inne aspekty, które pozwalają zawodnikom jak najszybciej dojść do dobrej dyspozycji fizycznej przed następnym spotkaniem.

Nie można jednak pomijać tego, że rzadkie widywanie się z najbliższymi, a także przebywanie z tymi samymi osobami, zwłaszcza w gorszym okresie wynikowym może źle wpływać na osoby uczestniczące w tym procesie. Piłkarz nie jest maszyną i czasami po prostu potrzebuje krótkiej przerwy, żeby wrócić na właściwe tory. Patrząc na podejście trenera Adriana Siemieńca przed każdą przerwą reprezentacyjną, można odnieść wrażenie, że to bardzo dobrze rozumie. Oczywiście nie zawsze rozdaje te dodatkowe dni za darmo, a jego zawodnicy – jak na ambitnych sportowców przystało – muszą je sobie wywalczyć, chociażby poprzez zwycięstwo w meczu lub czyste konto.

Kontuzje – nieodłączna część gry co trzy dni

Przed każdym sezonem w kontekście polskiej drużyny grającej w europejskich pucharach mówi się o kwestii budowania szerokiej kadry, żeby przygotować się na potencjalne kontuzje czy zawieszenia za kartki. Historia wiele razy pokazywała, że można się też na tym przeliczyć, bo niektóre ekipy potrafiły odpadać na wczesnym etapie i do końca rundy jesiennej pozostawały ze zbędnym balastem.

Dyrektor sportowy Łukasz Masłowski podszedł trochę inaczej do tej kwestii i z każdym tygodniem nowego sezonu stopniowo wzmacniał drużynę. Na start okienka przyszło dwóch zawodników (Stryjek i Diaby-Fadiga), kolejny dołączył w trakcie obozu (Villar), chwilę przed startem Ekstraklasy wypożyczono Moutinho, a następni dołączyli już w trakcie rozgrywek. Luki po letnich odejściach były na bieżąco łatane. Kibice mieli do tego różne podejście, ale koniec końców wraz z końcem letniego okienka transferowego Jagiellonia w teorii miał na każdej pozycji po dwóch zawodników, a to oznaczało, że może bez większych obaw przystępować do rywalizacji.

Jednak od początku rozgrywek Jagiellonię nie omijał pech, a konkretniej kontuzje, które są nierozłączną częścią gry co trzy dni, o czym boleśnie w tamtym sezonie przekonał się Raków.

Na pierwszy ogień poszedł Nené, który doznał kontuzji na jednym z treningów i inauguracyjny mecz nowego sezonu rozpoczął z ławki. W następnych spotkaniach jego dyspozycja była daleka od tej, którą pamiętaliśmy z poprzednich rozgrywek. Było to związane z nie w pełni doleczonym urazem, a Portugalczyk musiał wspomagać się zastrzykami, żeby uśmierzyć ból. Po wrześniowym blamażu z Lechem czekała go miesięczna przerwa, którą poświęcił na dojście do pełnej dyspozycji. Przez ten uraz opuścił w sumie sześć spotkań.

Z drobną kontuzją borykał się Sławomir Abramowicz. Wykluczyła go z dwóch spotkań – rewanżu z Ajaxem i pojedynku z Widzewem. Po wrześniowej przerwie na kadrę był już gotowy do gry.

Problemy zdrowotne nie omijały także nadziei Akademii Jagiellonii – Oskara Pietuszewskiego, który po seniorskim debiucie w Amsterdamie zmagał się z problemami z kręgosłupem. Dopiero na początku listopada wrócił do gry w drużynie CLJ U-19, choć w ostatnim meczu ponownie znalazł się poza kadrą meczową.

Po meczu z Lechem jakiś uraz przydarzył się również Afimico Pululu. Na szczęście, bo w przypadku tego zawodnika trzeba o takim mówić, gdyż jest często obijany przez rywali, a sędziowie na krajowym podwórku nie zawsze są w stanie dostrzec przewinienia. Wykluczyło go to tylko z dwóch meczów – z Lechią i Motorem.

Zastępcy Angolczyka także nie omijał pech, w meczu z Motorem rozciął łuk brwiowy i już po kwadransie opuścił murawę. Lamine Diaby-Fadiga przez ten uraz opuścił dwa spotkania. Jednak po krótkiej przerwie i zaliczeniu jednego występu, los znowu nie był dla niego łaskawy. Na treningu przed meczem z Zagłębiem Lubin, kiedy był awizowany do pierwszego składu, doznał urazu łydki, który wykluczył go z czterech meczów. W sumie do tej pory problemy zdrowotne zabrały mu sześć spotkań. Miejmy nadzieję, że pech opuścił już Francuza.

Uraz nie ominął również jednego z najbardziej eksploatowanych zawodników (1926 minut w 24 meczach) w tym sezonie, czyli João Moutinho. Po wrześniowym maratonie spotkań jeszcze w pierwszej połowie meczu z Legią opuścił murawę, trzymając się za mięsień dwugłowy. Był to typowy przeciążeniowy problem. Na szczęście większa część rekonwalescencji przypadła na październikową przerwę na reprezentację i opuścił tylko wyjazdową potyczkę z Zagłębiem Lubin.

Podczas pauzy na kadrę w październiku kontuzji doznał Miki Villar. Początkowo uraz wykluczył go z jednego spotkania. Wrócił do gry w pucharowym meczu z mołdawskim Petrocubem, jednak po wejściu z ławki odnowiła mu się kontuzja i musiał opuścić murawę. W następstwie pauzował w trzech następnych potyczkach.

Jednomeczowe kontuzje nie ominęły także Cezarego Polaka, który po wrześniowej przerwie na kadrę wrócił z drobnym urazem. Kristoffer Hansen przedwcześnie skończył mecz w Kopenhadze i nie zagrał z Legią. Michal Sacek prewencyjnie odpoczywał i nie wystąpił z Piastem. W ostatnim spotkaniu Jagiellonii z Rakowem, Dusan Stojinović nie dograł meczu do końca, jednak drobny uraz nie okazał się poważny, a Słoweniec normalnie trenuje z drużyną.

Reprezentacja przekleństwem Jagiellonii

Taras Romanczuk jest kolejnym zawodnikiem, którego nie omijają urazy. Kapitan Jagiellonii nie uczestniczył w letnim obozie przygotowawczym, w związku z tym, że brał udział w Mistrzostwach Europy wraz z reprezentacją Polski. Przed turniejem w sparingu z Ukrainą podkręcił staw skokowy. Sztab medyczny kadry doprowadził go do odpowiedniej dyspozycji na pierwszy mecz fazy grupowej z Holandią, jednak w dwóch następnych spotkaniach nie zagrał z powodu kontuzji. Parę dni przed startem Ekstraklasy wrócił do treningów z drużyną. Od meczu z Puszczą rozpoczął maraton spotkań, w których w większości występował przez 90 minut. Zatrzymał się dopiero na spotkaniu z GKSem w Katowicach, gdzie znalazł się poza kadrą z powodu urazu. Jednak na ostatnie dwa spotkania przed przerwą na kadrę wrócił, a później aż do listopadowej przerwy, jeśli nie pauzował za kartki, to grał. Kolejny uraz przydarzył mu się dopiero na listopadowym zgrupowaniu reprezentacji Polski, a konkretniej w meczu z Portugalią, w którym doznał urazu kolana. Z pierwszych diagnoz wynika, że będzie pauzował 3-4 tygodnie, co oznacza, że ominie go przynajmniej pięć spotkań, ale chodzą też pogłoski o możliwym końcu rundy.

Wirus FIFA dopadł również Darko Churlinova, który podczas wrześniowego spotkania reprezentacji Macedonii Północnej z Armenią doznał kontuzji i już w 4.minucie opuścił boisko. Wstępne diagnozy prognozowały, że będzie pauzował 3-4 tygodnie, ostatecznie skończyło się na trzech meczach.

Ostatni przypadek jest trochę inny, a chodzi mianowicie o uraz Mateusza Skrzypczaka. Już podczas wrześniowych meczów mówiło się, że obrońca zmaga się z jakąś drobną kontuzją, ale nie przeszkadzała mu ona jednak w występach. Po drodze zdążył rozegrać rewelacyjne spotkanie z Piastem, które z trybun obserwował selekcjoner reprezentacji Polski i dzień później zdecydował się wysłać premierowe powołanie dla obrońcy Jagiellonii. Jednak od tej chwili rozpoczęły się problemy wychowanka Lecha. W Kopenhadze nie zagrał z powodu problemów zdrowotnych, a gdy wydawało się, że wszystko jest już w porządku, trzy dni później wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Legią i po niefortunnym pociągnięciu za nogę przez Morishitę, uraz się odnowił, w konsekwencji czego w 12. minucie opuścił boisko ze łzami w oczach. Od tamtej pory nie wrócił do gry i jak na razie stracił siedem spotkań. Podobno jego powrót ma nastąpić po listopadowej przerwie na kadrę.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

Trener Siemieniec nie jest z tych ludzi, którzy narzekają na to, co los im zgotował. W obliczu problemów stara się znaleźć jak najlepsze rozwiązanie sytuacji. Wielokrotnie wspominał o wykorzystywaniu potencjału swoich zawodników. Nie były to słowa rzucane na wiatr. Przykłady takich sytuacji miały już miejsce w tym sezonie.

Nieszczęście Mateusza Skrzypczaka było szansą dla Dusana Stojinovicia, który w ostatnich miesiącach pełnił marginalną rolę i najczęściej pojawiał się na boisku jako zmiennik Michala Sacka na prawej obronie na ostatnie minuty. Otrzymał wreszcie prawdziwą okazję gry jako stoper i trzeba to otwarcie powiedzieć, że spisał się w tej roli znakomicie. Jagiellonia z nim w składzie straciła tylko 5 bramek w 8 spotkaniach, a Słoweniec zbierał pozytywne noty po swoich występach. Po rekonwalescencji wychowanka Lecha, szkoleniowiec żółto-czerwonych będzie miał pozytywny ból głowy, na którego z nich postawić.

Podobnie sytuacja wygląda, chociażby w przypadku Kristoffera Hansena, który z lewego skrzydła został przesunięty na prawe i wypełniał rolę Mikiego Villara pod jego nieobecność. Forma Norwega na tej pozycji jeszcze bardziej wystrzeliła, czego najlepszym dowodem był dublet w spotkaniu Pucharu Polski z Chojniczanką i przede wszystkim dwie bramki z Molde FK w ramach rywalizacji w Lidze Konferencji, które musiały mu jeszcze bardziej smakować, gdyż świetnie zaprezentował się przeciwko rywalowi ze swojej ojczyzny.

O miejsce Tarasa Romanczuka w pierwszym składzie będzie walczyć trzech zawodników – Aurélien Nguiamba, Nené i Jarosław Kubicki. W meczu z Rakowem, gdy kapitan Jagiellonii pauzował za kartki, jego miejsce zajął Francuz, jednak od początku swojej przygody w żółto-czerwonych barwach (z wyłączeniem okresu, kiedy był wypożyczony) nie gra regularnie, a przy natłoku meczów można się spodziewać, że prawdopodobnie każdy z nich otrzyma szansę. Czas pokaże, kto będzie wygranym tego okresu. Nie jest żadną tajemnicą, że reprezentant Polski jest ważnym graczem w układance trenera Siemieńca, ale jak pokazały przypadki Stojinovicia i Hansena może to być dobra okazja dla jakiegoś gracza z cienia.

Nie można zapominać, że trener żółto-czerwonych pierwszy raz w swojej karierze mierzy się z sytuacją, kiedy prowadzona przez niego drużyna rozgrywa spotkania co trzy dni, rywalizując na trzech frontach na takiej dużej przestrzeni czasu. W poprzednich latach w naszej rodzimej lidze obserwowaliśmy przypadki drużyn, u których łączenie gry na krajowym podwórku z europejskimi pucharami odbijało się negatywnie pod względem rezultatów, niektórzy trenerzy przypłacali to nawet własną posadą. Warto docenić pracę Adriana Siemieńca, który jest nowicjuszem na tym poziomie, zadaje kłam teoriom o pocałunku śmierci, jakim ma być rywalizacja w Europie i mimo licznych urazów w drużynie, nie wścieka się na los, stara się wykorzystać potencjał dostępnych zawodników do maksimum, a przy tym pozostaje po prostu sympatycznym człowiekiem z klasą.

 

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *