
fot. Michał Mieczkowski / @wystarczymisza
Jeśli w trakcie poprzednich dwóch przerw na kadrę napisałem swoje orędzie na temat kolejnych tygodni w Jagiellonii Białystok, to wypada tę tradycję kontynuować, zatem ojciec redaktor przybył (nie mylić z wyrobem sędziopodobnym) z kolejną ścianą tekstu, do której przyłożyłem jak najwięcej intensywności wzorem żołnierzy Adriana Siemieńca, za którymi okres, który przerósł nasze oczekiwania. Żeby wszystko się trzymało kupy nazwałem swoją rubrykę tekstów – Bazgroły PiTeRo.
O wrześniu pisałem jak o miesiącu, który pozwoli nam zbudować formę i jednocześnie kapitał pod intensywne granie od października. W połowie października chwaliłem za ten okres i skupiłem się na minimalizacji strat w kolejnych tygodniach. Tygodnie mijały, Jagiellonia wygrywała mecz za meczem, choć terminarz nas nie rozpieszczał. Ostatecznie jedynymi straconymi punktami po październikowej przerwie na kadrę był remis z Rakowem Częstochowa w starciu, w którym byliśmy po 3 meczach więcej niż rywal, biegaliśmy więcej, graliśmy lepiej i przy równych szansach zapewne mówilibyśmy o kolejnej wygranej. Niemniej nasz bilans dwunastu meczów bez porażki z rzędu, na które złożyło się 10 zwycięstw i 2 remisy, prezentuje się jakby Adrian Siemieniec grał w Football Managera i wczytywał na nowo save po porażce.
Za nami 4 mecze ligowe, 2 w europejskich pucharach i jeden w krajowym pucharze. Bardzo często przy intensywnym terminarzu wyłania się jeden bądź drugi piłkarz, który bierze na siebie ciężar gry i odpowiedzialność za wynik, kiedy reszta zmaga się ze zmęczeniem i rotacjami. W Białymstoku ktoś wyjął to zmęczenie z głów i wyrzucił przez okno. Pod kątem dyspozycji biegowej Jagiellonia nieprzerwanie wygląda świeżo i wciąż gra opiera się na tych samych kluczowych zawodnikach, co brzmi naprawdę dziwnie jak przypomnimy sobie o spięciach wewnątrz sztabu i odejściu Mateusza Borzyma spowodowanym podważeniem skuteczności jego pracy nad przygotowaniem fizycznym w trakcie przedsezonowego obozu w Opalenicy.
Maszyna.
Odłóżmy na bok memiczne nazywanie każdej drużyny w formie „maszyną”. To powinno być zarezerwowane dla Jagiellonii Adriana Siemieńca, któremu zalecam wybranie się do urzędu patentowego i zarejestrowanie znaku towarowego czy cokolwiek sobie zażyczy. Od meczu z Zagłębiem Lubin do Rakowa minęły 22 dni, w trakcie których zagraliśmy 7 spotkań. Michal Sacek grał we wszystkich i łącznie do kompletu zabrakło mu tylko 16 minut. Na regulaminowe 630 zagrał aż 614, a do tego przecież dochodzi czas doliczony. Jednocześnie Czech ani przez chwilę nie pokazał oznak słabości. Jesus Imaz, o którego zdążyliśmy się martwić z racji wieku, pokazał że rok urodzenia to tylko liczba. 34-letni Hiszpan również zaliczył 7/7 meczów, w których 5 razy trafiał do siatki i 3 razy pomagał w tym kolegom. 7/7 mogą odhaczyć również Dieguez, Abramowicz, Moutinho, Pululu i Kristoffer Hansen. Pozwólcie, że to właśnie on będzie kolejnym wyboldowanym nazwiskiem, bo tak jak wcześniej sugerowałem, nordyckie zimne wiatry ewidentnie sprzyjały Norwegowi, który musiał odpowiednio ustawić żagle i popłynął w odpowiednim kierunku. Świetny mecz z Zagłębiem, solówka z Chojniczanką i pogrążenie Molde, a to wszystko się działo kiedy kontuzjowany był Miki Villar i Kris musiał z konieczności przez cały ten okres grać na prawym skrzydle, czyli na pozycji, na której wcześnie grał tylko „od święta” i nie prezentował się okazale.
Białostocki „Ordnung”
Utarło się mówić tak w kontekście niemieckiego podejścia do pracy. Musi być porządek, dyscyplina, zaangażowanie, precyzja. Te wszystkie słowa towarzyszyły Jadze i nie opuszczały jej choćby na chwilę. Każde zwycięstwo Jagiellonii było zasłużone, a kiedy wynik był niepewny, to Mistrzowie Polski potrafili bez problemów go skorygować. Jak wspomniał trener Jagiellonia szalona to już przeszłość. Teraz nastały czasy Jagiellonii rozważnej, mądrej, uporządkowanej i skutecznej. Obraz każdego z siedmiu meczów wyglądał tak, że wręcz wiedziałem, iż Jagiellonia potrzebując gola, zdobędzie go prędzej czy później niezależnie czy padnie on z ataku pozycyjnego, z kontry czy nawet bezpośrednio z rzutu rożnego. Nie tylko atak stał się koszmarem przeciwników. Postawa defensywna Jagiellonii też weszła na wyższy level. Przez 7 meczów straciliśmy moim zdaniem tylko jedną bramkę, której mogliśmy realnie uniknąć – gola Arsenicia, gdzie zawiodło zarówno krycie Chorwata jak i wyjście Sławka Abramowicza. Para Stojinović-Dieguez zaskakująco szybko znalazła wspólny język, Sacek niezmiennie nie schodził poniżej ustawionej wcześniej poprzeczki, a do tego wreszcie doczekaliśmy się Joao Moutinho jakiego oglądaliśmy na różnych kompilacjach na YouTubie. Portugalczyk wszedł na niesamowite obroty, a wisienką na torcie był jego występ z Molde. To nas cieszy najbardziej, bo mecz z Norwegami ważył bardzo dużo. Przed nim bukmacherzy dawali większe szanse gościom i potrzebowaliśmy koncentracji i jakości całego zespołu. O Sacka nikt się nie bał, ale z Moutinho bywało w przeszłości różnie. Joao zagrał koncert. Ośmieszał przeciwnika balansem ciała, był nie do okiwania, znakomicie wyprowadzał piłkę, włączał się do akcji ofensywnych. Osobiście dałem mu największe wyróżnienie za ten mecz, bo o ofensywę byłem spokojny, a w obronie zawsze pojawiają się pewne wątpliwości, które były zawodnik Spezii rozwiał z orkiestrą.
Work in progress.
Mecz z Kopenhagą zbudował nas mentalnie i to widać jak na dłoni. Przed podopiecznymi Siemieńca nie ma przeszkód nie do przeskoczenia. Zawodnicy dowożą w ważnych momentach, nie widać słabych ogniw, mimo że opcje bywały ograniczone. Czekamy na powrót Villara do pełni zdrowia oraz więcej minut Nene, który jest wprowadzany powoli i już daje pojedyncze momenty geniuszu jakie widzieliśmy w kampanii 2023/24. To mnie najbardziej cieszy przed finiszem rundy jesiennej. Nene, Villar, Diaby-Fadiga nie są przeciążeni i myślę że zaznaczą swoją obecność. Pululu i Churlinov mieli swoje pauzy we wrześniu i ich obciążenie minutowe nie jest pokaźne. Afi będzie dodatkowo pauzował ze Śląskiem, więc o jego dyspozycję kondycyjną się nie obawiam, bo po meczu z wicemistrzami Polski czekają nas 2 trudne potyczki z Celje i Pogonią, a następnie najbardziej zmęczeni zawodnicy dostaną trochę luzu z Olimpią Grudziądz. Oczywiście 5 meczów wyjazdowych jeden po drugim będzie dużym wyzwaniem logistycznym, ale uważam, że przerywnik w postaci meczu Pucharu Polski w Grudziądzu będzie idealnym momentem, aby złapać oddech. Szczególnie podoba mi się, że wyjazd do Słowenii wypada na sam początek maratonu. Moim zdaniem to najważniejsze i najtrudniejsze spośród wszystkich wyzwań przed końcem rundy. Wynika to z bardzo specyficznego i niewygodnego stylu gry podopiecznych Alberta Riery, którzy w lidze nieco zawodzą, ale w Europie grają już bardzo fajnie. Owszem przegrali z Vitorią Guimaraes i Realem Betis, ale to były mecze wyjazdowe na ciężkich terenach, a z Hiszpanami przegrali po bolesnej bramce w ostatniej akcji. Jedyny mecz domowy jaki udało się im zagrać w Lidze Konferencji wygrali koncertowo, bo aż 5:1 z Istanbulem Basaksehir i cieszę się, że pojedziemy tam na świeżości, z pełnymi sił Pululu i Sackiem. Jednocześnie to Słoweńcy mają nóż na gardle, a my podchodzimy nieco spokojniejsi, lecz nie możemy mówić o rozluźnieniu, a o kolejnym wyzwaniu. Po zapewnieniu sobie awansu minimum do 1/16 finału czas na podniesienie poprzeczki i walkę o 1/8 Ligi Konferencji, a zdaniem wyliczeń statystycznych do miejsca w top 8 potrzebne będzie 12 lub 13 punktów, czyli w 3 meczach musimy zdobyć minimum 3 a najlepiej 4 punkty.
Oczekiwania na finisz rundy.
Godnie pożegnać 2024 rok, który dał nam tak wiele radości. Godnie zakończyć kadencję Wojciecha Pertkiewicza, który jeszcze w styczniu 2023 roku chodził smutny nie będąc pewnym czy uda mu się utrzymać Jagiellonię na powierzchni. Zaraz mamy grudzień 2024 i Pan Prezes smutny chodzić nie musi, choć na meczu z Olimpiją nie jedna łezka się z pewnością uroni. Wypadałoby kontynuować dobrą passę w Europie. 18 punktów to wyższy poziom science-fiction, ale 13 już wygląda realnie i tak też typuję. W lidze zostało nam zmierzyć się z ostatnim Śląskiem, dołującą Pogonią (która ostatnio utraciła status twierdzy po domowej porażce z Radomiakiem) oraz z przedostatnią Puszczą, która zakończy tym samym grę w roli gospodarza na obiekcie Cracovii. Zgodnie z formą z poprzednich tygodni stać nas na maksymalną zdobycz, ale jak znamy naszą kochaną ligę oraz zeszłoroczne wyczyny przeciwko Puszczy w Krakowie, należy podchodzić na chłodno do jakichkolwiek kalkulacji, więc typuję 6/9 punktów w lidze. Taki dorobek gwarantowałby nam pozostanie na podium (lub na 4 miejscu ex aequo z Cracovią jeśli „Pasy” wygrają wszystkie mecze) w trakcie przerwy zimowej i optymalną pozycję wyjściową na wiosnę.